W ubiegłym tygodniu prowadzono poszukiwania kogoś, kto nie zaginął, tylko czegoś zapomniał. Nie tak dawno pirotechnicy wysadzali w Tarnowskich Górach coś, co miało grozić wybuchem, ale nie miało siły rażenia kapiszona. Tak się zastanawiam czy to procedury bezpieczeństwa nie pasują do naszej rzeczywistości, czy też ona nie dorasta do procedur?
Trwał jarmark bożonarodzeniowy, za chwilę miały zostać otwarte stoiska, ale ktoś zauważył stojącą przy latarni ulicznej przed Gryfnym Kafyjem tanią, wyświechtaną walizkę. Śmieć to był, ale uruchomiono procedury bezpieczeństwa i lawina ruszyła. Płyta rynku odgrodzona taśmami, wozy strażackie z błyskającymi "kogutami", radiowozy policyjne i straży miejskiej, groźne miny funkcjonariuszy instruujących, że nie wolno wchodzić, bo niebezpieczeństwo. Normalnie jak w Izraelu, albo w Belfaście za czasów największej aktywności IRA.
Policja wiedziała, że to nie bomba, ale pakunek zawierający, ujmijmy to dyplomatycznie, używaną odzież. Na własne uszy słyszałem, jak właścicielka jednej z restauracji przy rynku opowiada policjantowi, że walizkę przyciągnęła za sobą dziewczyna sprawiająca wrażenie osoby niezrównoważonej psychicznie, zostawiła ją i sprawdzono, co się wewnątrz znajduje, a potem ochroniarz przed zamknięciem lokalu wystawił bagaż przed drzwi. W nocy ktoś się zainteresował walizką, ale gdy odkrył, że to nie bezpański skarb, przeciągnął kilkanaście metrów dalej i porzucił. Nie zrobiła też wrażenia na psie przeszkolonym do poszukiwania materiałów wybuchowych.
Historia była banalna, ale procedury trwały, na miejsce dotarli już pirotechnicy i za kilkanaście minut walizka wyleciała za pomocą policyjnego ładunku w powietrze. Trzeba pochwalić sapera, bo żadna szyba w pobliskich kamienicach nie wypadła z okna. Błysnęło, huknęło i oczom pirotechnika ukazały się dwie pary starych gaci.
Potem była podobna historia z walizką porzuconą przed Biedronką na Przyjaźni. W Pyrzowicach saperzy wysadzali atrapę miny przeciwpiechotnej, zgubionej czy zapomnianej przez fanów ASG. Przykłady można mnożyć.
Życie ludzkie ma nieporównywalnie większą wartość w porównaniu z kosztami akcji, ale czy porzucony w miejscu publicznym koc lub walizka powinny stawiać na nogi wszystkie służby? I tak się zastanawiam, czy to procedury bezpieczeństwa nie pasują do naszej rzeczywistości, czy też ona nie dorasta do procedur?
Bobo09:50, 20.08.2020
0 1
Raczej ty ćwierć redaktorze nie dorosłeś do tematu. Pędź na pielgrzymkę. 09:50, 20.08.2020