- Starsi zawsze opowiadali, że w Hannowaldzie straszy. Ponoć gdy służba przyszła tutaj na grób ostatniego właściciela majątku Rybna - Richarda von Koschützkiego - tuż po jego śmierci, słyszała dziwne odgłosy, jakby wołanie. Ja za bajtla tu chodziłem, ale żadnego ducha nie spotkałem - mówi pochodzący z Rybnej Franciszek Ogłodek, który wraz z wieloma mieszkańcami Śląska odkrywał dziś mroki Hannowaldu w ramach wydarzenia „Kierunek GZM”. Kamil Łysik, pasjonat historii i autor kryminału zatytułowanego „Mroki Hannowaldu”, który wraz dr. Arkadiuszem Kuzio-Podruckim (badaczem dziejów śląskiej arystokracji i szlachty), opowiadał dziś o historii pałacu, mówił, że owiane tajemniczą legendą miejsce w lesie, znajdujące się pomiędzy ogromnymi dębami, w którym pochowano rodzinę Koschützkich, znalazł dopiero kilka lat temu. - Odkrył je tak naprawdę mój syn. Trzeba było po prostu pójść do lasu w odpowiednim czasie, gdy zieleń nie zasłania miejsca - mówi Kamil. - A moje zainteresowanie tym tematem zaczęło się po odszukaniu sensacyjnych informacji w starej prasie poświęconych ekshumacji zwłok właścicieli pałacu - dodaje. Sam Hannowald bierze swoją nazwę od imienia syna Richarda von Koschützkiego, ale tak naprawdę jego nagrobek był symboliczny, bowiem zwłoki zabitego w czasie I wojny światowej Hanno nie zostały sprowadzone do Rybnej. Krążące w dzielnicy opowieści jednak czasami mijają się z tymi historycznymi ustaleniami. - Starsi opowiadali, że Hanno został przywieziony do domu, a orszak konny z jego trumną jechał ze stacji przez całą Rybną - mówi Franciszek Ogłodek. Tak czy owak, wraz ze zmianą granic zmieniały się miejsca zamieszkania rodziny von Koschützkich, najpierw przeprowadzili się do Wronina (wtedy po niemieckiej stronie a dziś na Opolszczyźnie), by ostatecznie w 1945 roku wyemigrować do Bawarii, gdzie nadal żyją jej potomkowie. To właśnie przeprowadzka do Wronina była przyczyną sensacyjnych wydarzeń, jakie miały miejsce w dzielnicy Tarnowskich Gór. Egon - drugi syn Richarda, opuszczając przyznaną po plebiscycie Polsce Rybną, postanowił zabrać nie tylko pamiątki z pałacu ale także szczątki rodziców. Ceremonia wydobycia trumien, która miała miejsce w 1928 roku, spowodowała szok wszystkich przy niej obecnych, na czele z Egonem, który zemdlał. Nienaturalny układ zwłok i ślady na trumnie wskazywały na to, że 57-letni rotmistrz Richard von Koschützki, zapewne przez niedopatrzenie medyków, został pochowany za życia. Wszystkich, którzy nie mieli okazji poszukać Hannowaldu w ramach imprezy, odsyłamy do świetnie napisanego, opartego na historycznych faktach, kryminału Kamila Łysika. Autor z pewnością pomoże także w odszukaniu tajemniczego miejsca. Nam Hannowald pomógł znaleźć Mariusz Jarzombek z Urzędu Miejskiego w Tarnowskich Górach, a mrożące krew w żyłach historie przybliżyła Gabriela Kokot-Drzyzga z Radia Piekary, która na jeden dzień wcieliła się w książkową dziennikarkę Weronikę Maszczyk. Tekst i zdjęcia: Katarzyna Majsterek Czytaj także: Weekend w regionie pełen atrakcji. Propozycje Radzionków. Mikrowyprawa śladami Ziętka Sukces przedszkola w Świętoszowicach! Pierwsze miejsce Bezpłatne turnusy dla seniorów coraz bliżej
2025-06-28 18:59:00