\
Paul Cogiel, dinner
Psy hrabiny Wilhelminy sypiały na atłasowych posłaniach, hrabianka Teresa wolałaby umrzeć niż wyjść za ewangelika, hrabina Franciszka osobiście uprawiała grządkę z poziomkami, a hrabia Łazarz V miewał humory.
Te oraz wiele innych informacji, pozyskanych przy okazji wystawy „Spotkanie po latach”, prezentowanej w Centrum Kultury Śląskiej w Nakle Śląskim, pozwoliły na wzbogacenie dość skromnego obrazu codzienności hrabiów Henckel von Donnersmarck z Nakła. Wystawa poświęcona jest wprawdzie pracownikom Donnersmarcków (i innych dworów), ale hrabiowie stanowią oczywiście jej istotny element.
Z opowieści tych wyłonił się bogaty, choć bardzo subiektywny portret rodziny hrabiowskiej. Byłby on jeszcze pełniejszy, gdyby nie to, że przez całe powojenne dziesięciolecia bano się mówić o Donnersmarckach ze strachu przed represjami. A młodsze generacje nie były, niestety, specjalnie tamtymi czasami zainteresowane. Współczesny obraz mocno odbiega od oficjalnego wizerunku śląskiej arystokracji przemysłowej jako „niemieckich wyzyskiwaczy”, jaki przez lata malowała propaganda PRL-u. Cofnijmy się zatem w lata przedwojenne.
Jest rok 1926. Na rozmowę kwalifikacyjną w sprawie posady głównego ogrodnika do pałacu w Nakle Śląskim zdąża Józef Mikuła z żoną Elżbietą i córeczką Urszulką. Jest maj, w parku śpiewają ptaki. Elżbieta bardzo pragnie zostać w Nakle, tak jej się tu podoba. Udaje się, ale hrabia Edwin stawia warunek – przechodzący na emeryturę ogrodnik Franz Hugo Schroeter zachowa do śmierci służbowe mieszkanie w przybramnej kordegardzie. Rozwijający się majątek potrzebuje coraz więcej rąk do pracy, więc Donnersmarckowie ściągają ludzi z innych regionów Polski. Traktują Polaków na równi z Niemcami, a personel zarządzający musi obowiązkowo posługiwać się językiem polskim.
Dla Elżbiety Mikuły ważne jest natomiast, że potrafi mówić po niemiecku. Dzięki temu pozyskuje sympatię coraz bardziej niedomagającej hrabiny Wilhelminy, żony Edwina i matki Łazarza V. (Hrabia Edwin umiera w 1929 r. W czasie pogrzebu za jego trumną w kondukcie idzie jego koń, a dopiero za nim podąża pogrążona w żałobie rodzina).
Wilhelmina praktycznie nie opuszcza łóżka, a jeśli już jest to konieczne, to służba nosi ją na fotelu. Spoczywa w atłasowej pościeli, u jej boku psy, również w atłasach. W pokoju stara dama trzyma dużo roślin, które służba na noc wynosi. Obie panie uwielbiają czytać, wymieniają się książkami i nowinami. Eleganccy, dobrze wychowani Mikułowie zostają dopuszczeni do bliskiego kręgu znajomych Donnersmarcków, bywają w pałacu. Józef pozwala sobie nawet na żarty – przy jakiejś okazji wkłada cygaro do tortu, ale Łazarz V nie gniewa się na ulubionego ogrodnika.
Niestety, jego żona Franciszka, dobrotliwa Fanny, nie ma z nim lekkiego życia. Hrabia bywa humorzasty, co dobrze widzi rezolutna Emilka Domogałówna, córka Ryszarda Domogały (pomocnika Mikuły). Ruchliwa dziewczynka często przychodzi z ojcem do pałacu, gdzie on pielęgnuje kwiaty, a ona bawi się z hrabiankami Ilą i Marilą. Dziewczynki grają w piłkę na asfalcie (trawnika nie wolno deptać) albo biegają naokoło pałacu, czemu z okna przygląda się Franciszka. Na urodzinach hrabianek podaje się dom z czekolady, a mali goście bawią się w różne gry i zabawy. Zwycięzca może sobie odłamać kawałek „budynku”.
Pewnego dnia Emilka jest świadkiem awantury na dworze, jaką Łazarz V robi Fanny, bo nie wykonała jego polecenia przyniesienia mu czegoś do picia. Pech chce, że hrabina była mocno zaabsorbowana plewieniem grządki z ulubionymi poziomkami i nie usłyszała męża. (Emilka uważa, że hrabia nie jest wykwintny, pański, bo jak mu się coś nie podoba, to „ryczy” na biedną małżonkę.)
Franciszka jest za to kobietą subtelną i elegancką. Wysoka, szczupła (bardzo dba o figurę), porusza się „paradnie” i zawsze nosi dużo biżuterii. Kiedyś zgubiła w pałacu pierścionek z brylantem i zalała się łzami. Na szczęście klejnot, zaplątany w biały gruby dywan, znajduje pokojówka Marta Koj. Jej uczciwość zostaje wynagrodzona pieniędzmi.
Hrabina ubiera się ładnie, choć skromnie, i nosi piękne kapelusze (jej styl naśladuje pani Mikułowa). Po porodach, aby uniknąć żylaków (ma piękne nogi), długo każe nosić się na krześle. Kiedy pojawia się na dworze, dzieci biegną, aby ją zobaczyć. Często osobiście robi zakupy w sklepie u Bursigów w Nakle, dokąd przyjeżdża landauerem zaprzężonym w dwa osiołki. Kupuje produkty ściśle według listy.
W przeciwieństwie do męża Fanny nie przegania obcych dzieci. Te zaś wiedzą, że nie należy zapuszczać się w pobliże pałacu, bo hrabia często kręci się tam z psami, a te mogą być bardzo groźne (kiedyś, pod nieobecność Łazarza, poszarpały Mikule nogawki spodni). Kiedy w pałacu braciszek Emilki gra Franciszce na akordeonie piosenkę „O Tannenbaum”, hrabina przynosi mu z kuchni smakołyki. Paczuszki z jedzeniem czekają też zawsze na matkę pokojówki Marty, kiedy ta przychodzi zza Brynicy odwiedzić córkę nocującą w oficynie.
Przez pałac przewija się sporo młodych kobiet, zwłaszcza opiekunek hrabiowskiej piątki dzieci. Ila, Marila, Heini, Winfried i Karol Józef, a więc roboty nie brakuje. Mają swój powozik zaprzężony w kucyka. Dziewczynki zachowują się grzecznie,
Winfried lubi psoty. Heini buduje ołtarzyki i odprawia msze – w przyszłości zostanie zakonnikiem. Lubi także jeść, ale że nie wolno mu podjadać między posiłkami, często zakrada się do pałacowej kuchni. Korzysta z tego służba, aby podwędzić jakąś kiełbaskę. Młody personel pałacu lubi żarty, ale zdarzają się i mniej przyjemne sytuacje. Oto jedna z pokojówek rozpowiada, że piękny gruby warkocz Marty jest doczepiany. Franciszka postanawia sprawdzić to osobiście i gdy okazuje się, że warkocz jest prawdziwy, kłamczucha zostaje zwolniona z pracy.
Pracownicy Donnersmarcków nie mają jednak powodów do narzekania. Kiedy młoda kucharka Hanna Opara z Radzionkowa wychodzi za mąż, a ceremonia ma się odbyć w Nakle, Łazarz wysyła po nią bryczkę. Na święta każdy dostaje jakiś prezent, np. w postaci materiału na ubranie. Jeden ze stróżów życzy sobie latarkę i dostaje bardzo dużą, co budzi powszechny śmiech.
Niektórzy pracownicy majątku mogą korzystać z pałacowej kuchni – służba wchodzi tam osobnym wejściem – ale jedzenia nie wolno zabierać z sobą. Kuchnia jest piękna, duża i nowoczesna, a zawiaduje nią kucharz z Warszawy. Donnersmarckowie spożywają dużo warzyw, lubią raki i dziczyznę.
Osobną kuchnię prowadzi hrabianka Teresa, siostra Łazarza V, zwana przez służbę komtessą. Teresa to osoba bardzo ekscentryczna. Pali dużo papierosów, jest nadpobudliwa i uwielbia jazdę konną. Potrafi konno pojechać do Tarnowskich Gór do lekarza Józefa Matuszka i w zabłoconych butach wejść do prywatnej części domu doktora, zostawiając po sobie zabrudzony dywan. Teresa hoduje kozy, gęsi, i nie lubi szczurów. Osobiście uczestniczy w akcji odszczurzania stajni, zabijając gryzonie pejczem. Ma adoratora z Rept, lecz odrzuca go, ponieważ jest ewangelikiem.
Bardzo religijni Donnersmarckowie regularnie uczestniczą w niedzielnych mszach, zasiadając w specjalnej loży kolatorskiej. Dożywiają ludzi, którzy utracili pracę. Łazarz V ciekawy jest, co sądzą o nim nakielszczanie. Pewnego dnia zaczepia na ulicy jakiegoś mężczyznę i udając obcego, wypytuje o hrabiego. Kiedy słyszy, że hrabia to dobry człowiek, uradowany wynagradza przechodnia drobnym datkiem.
Nadchodzi II wojna światowa, a potem czas wyjazdu Henckel von Donnersmarcków z Nakła. Ryszard Domogała pomaga w pakowaniu dobytku, który ciężarówki zawożą na dworzec kolejowy w Radzionkowie. Są wśród nich trzy wielkie obrazy, w tym portret Franciszki wiszący w holu na parterze. Zanim wsiądzie do auta, Łazarz V obchodzi pokoje pałacu, który tak ciężko mu opuścić. Sprawdza, czy wszystkie drzwi są otwarte – nie chce, by je potem wyważano. Pozwala swoim pracownikom wziąć sobie jakieś pamiątki, ale ci odmawiają, ponieważ mocno wierzą w powrót hrabiów.
Potem pojawiają się Rosjanie. Siadają w oknach i wyrzucają przez nie różne przedmioty, zachęcając gapiów, aby je sobie zabierali. Nad przeszłością pałacu zapada głębokie milczenie...
Organizatorami wystawy „Spotkanie po latach” są Stowarzyszenie Miłośników Nakła Śląskiego im. Jana Bursiga oraz Centrum Kultury Śląskiej. Projekt powstał przy dofinansowaniu ze środków Samorządu Województwa Śląskiego. Ekspozycja prezentowana jest bezterminowo.
Tekst ukazał się w marcowym numerze pisma Montes Tarnovicensis
[ZT]31366[/ZT]
Olo21:38, 22.06.2021
I nawet swojego ronda sie nie doczekali :( 21:38, 22.06.2021
Tg 22:38, 22.06.2021
Zgadzam się z Tobą Olo 👍 👍 👍 👍 22:38, 22.06.2021
Labada08:30, 23.06.2021
Żółte Pępy tęsknią za grofikami, czyli jak nostalgia szkodzi prawdzie. 08:30, 23.06.2021
oberschlesier09:33, 23.06.2021
i komu to przeszkadzalo..... 09:33, 23.06.2021
mieszkaniec12:16, 23.06.2021
Może jeszcze doczekamy się znowu takich czasów gdzie panowie staną się właścicielami ziem polskich a my parobkami zależy jak będzie postępować dalsza ekspansja w naszym kraju. Na razie przejęto nasz dobytek i zadłużono na bilion złotych tyle posiadają imperatorzy na swoich kontach za granicą po prywatyzacji (grabieży) Polski. Przeczytajcie sobie jak wyglądała Polska 100 lat temu w tym kierunku właśnie teraz zmierzamy. 12:16, 23.06.2021
Ziuk16:06, 23.06.2021
A skąd ten ten asfalt po którym biegały dziewczynki ??? W tamtych czasach asfaltu nie było!!! 16:06, 23.06.2021
bo14:16, 24.06.2021
w niemcach wszysko boło większe i prendzyj, taaaaaaakie szczury w Hindenburgu lotały 14:16, 24.06.2021
O asfalcie13:12, 05.09.2021
Asfalty są znane od starożytności. We współczesnej Europie do budowy nawierzchni dróg rozpoczęto stosować asfalt w 1835 r. Bardzo szybko technologia upowszechniła się po Europie i w połowie XIX w. ukazały się pierwsze podręczniki po polsku dla budowniczych dróg.
Zatem asfalt to nic nowego. 13:12, 05.09.2021
Olo17:49, 23.06.2021
4 0
Jakich polskich ??!! Wiesz ze jeszcze 100 lat temu w TG mowilo sie po niemiecku ?!? I dopiero po powstaniach spolszczono ten region ? Pewnie nie wiesz bo przyjechałeś albo Twoi przodkowie gdzies zza Buga. 17:49, 23.06.2021