Miejsce różowego psa jest na antresoli. Fot. Katarzyna Majsterek
Mają profil na Facebooku poświęcony swojemu miejscu na ziemi, którym jest drewniany dom z ogródkiem. Profil Zopocie - ma nawet swoje logo - obserwuje ponad tysiąc internautów.
Zopocie to malutka część tarnogórskiej dzielnicy Rybna. Kilka lat temu Kasia Majsterek i Michał Sporoń kupili uroczą działkę na obrzeżach – jak im się wtedy wydawało – miasta. Na podstawie zdjęć z katalogu powstał projekt ich drewnianego domu w stylu skandynawskim.
Dzisiaj dom jakby coraz mniej stoi na obrzeżach, bo dzielnica bardzo się rozbudowała. Jednak właściciele chronią swój mikroświat, wokół domu i w środku tworzą jego niepowtarzalny charakter. Pomocne są w tym podróże małe i duże. To z obcych krajów pochodzą figurki, ceramika, tkaniny i Maryjki, które Kasia z zacięciem kolekcjonuje.
Meble są w większości w czerni i bieli. Stanowią tło dla reszty wystroju, w tym licznych pamiątek przywożonych z podróży. – Tych wspólnych realizujemy niestety coraz mniej – trudno znaleźć opiekuna dla 6 psów i 3 kur – mówi Kasia.
– Zopocie, nasz loftowood, jest dokładnie taki, jaki sobie wymarzyliśmy – drewniany a jednocześnie industrialny, eklektyczny w wystroju – z meblami z targu staroci, internetu i Ikei. Lubimy urządzać, tworząc klimat loftu. Nasz najnowszy meblowy nabytek to metalowa czarna szafa Sklum (to hiszpańska marka w bardzo przyzwoitych cenach). A jeśli chodzi o metalowe meble – im więcej się ich posiada, tym więcej zawiesić można magnesów z podróży – twierdzi.
Pokłosie szaleństwa związanego z odległymi już czasowo podróżami na Bałkany to liczne tkane ręcznie dywaniki. Przywieźli je z Rumunii, Serbii oraz Bośni i Hercegowiny. – Tamtejsze bazary to dla nas prawdziwa kraina szczęśliwości. Choć ten największy dywan, zdobiący ścianę w sypialni, jest akurat made in Poland. To charakterystyczna dla Podlasia tkanina dwuosnowowa z pracowni twórczyni ludowej Teresy Pryzmont – kupiliśmy też makatkę do kompletu. Obydwa dzieła przedstawiają motywy związane z pracą i życiem na wsi – dodaje Kasia.
Część ceramiki pochodzi z Ukrainy. Kilka miseczek przyjechało też z Rumunii – to tak zwana gliniana ceramika Horezu, od nazwy miejscowości, w której wytwarza się jej najwięcej. Na stole swoje stałe miejsca znalazła miseczka w rybami – wprost z Porto.
– Kochamy rękodzieło – z albańskiej Gjirokastry słynącej z rzędów kamiennych domów przytaszczyliśmy niewielkie płaskorzeźby, które wytwarza lokalny twórca na głównej uliczce miasteczka. Ze Słowacji przywieźliśmy trochę palickovanych cipek (rodzaj koronek). Sklep mieścił się w Bardejowie przy Rynku, niestety będąc tam kilka lat później przejazdem z Bałkanów zobaczyliśmy, że w jego miejscu są już chińskie pamiątki – mówi Katarzyna.
Bywa, że przemyca rośliny. Kiedyś była to szczepka opuncji z ogromnymi kolcami w walizce, stanowiącej bagaż podręczny, przywieziona z Sycylii. Był stres, czy uda się z tym przeprawić przez lotnicze bramki, ale obyło bez problemów.
Podobny stres wiązał się z przywiezieniem sporej wielkości różowej figury psa z Porto. Pies nawet spadł w drodze na lotnisko i dość mocno się potłukł (odpadł mu pysk i ucho). Ostatecznie w plecaku, z którego wystawało jego wielkie różowe ucho (drugie), pies bez przeszkód trafił na pokład samolotu. – W domu Michał go skleił i patrzy na nas z antresoli. Nawiasem mówiąc, z wyjazdów przywożę także ubrania i biżuterię w ilościach dość pokaźnych, które noszone później przypominają mi o odwiedzonych miejscach – ale to już temat na inną opowieść – dodaje mieszkanka Rybnej.
Tekst ukazał się 31 października w dodatku tygodnika Gwarek "Wygodny dom".
[FOTORELACJA]28048[/FOTORELACJA]
[ZT]44761[/ZT]