Od lutego prezesem Wielospecjalistycznego Szpitala Powiatowego im. dr. B. Hagera jest Wojciech Szafrański. Wcześniej kierował szpitalami w Pile i Krakowie. W tym pierwszym w ciągu pięciu lat zredukował zadłużenie o ponad 60 mln zł. Prasa pisała też o nim w kontekście konfliktu z pracownikami. Władze powiatu wiążą z nim wielkie nadzieje. Liczą, że WSP odbuduje się przy nim finansowo i organizacyjnie.
Gwarek: Uratuje pan szpital powiatowy?
Wojciech Szafrański: Z takim zamiarem przyszedłem. Na to, by ten szpital dobrze funkcjonował, będzie się składać szereg elementów. Pierwsza rzecz to działalność medyczna. Jak wiemy, część działalności jest zawieszona.
– W tym oddział chirurgii, który obiecał pan uruchomić i to już w tym tygodniu.
– Dlatego należy się wielki szacunek lekarzom, którzy postanowili w tym pomóc. To pracownicy szpitala, którzy mają uprawnienia chirurgów. Będą wspierani przez chirurgów z zewnątrz. Proces ich pozyskiwania cały czas jeszcze trwa.
– Podobnie jak poprzednicy, oczekuje pan od powiatu pomocy finansowej. Chodzi o niemałą kwotę, bo 17 mln zł.
– Nie da się niczego zrobić, nie dysponując pieniędzmi. Lekarz musi mieć narzędzia do pracy. Nie da się zdiagnozować pacjenta, nie mając do tego możliwości technicznych... To wszystko jest ze sobą połączone i jeżeli mówimy o poważnej medycynie, wszystkie elementy muszą funkcjonować.
Nigdy nie krytykuję poprzedników, ale trzeba uporządkować pewne rzeczy dotyczące kapitału spółki. On z pewnych powodów został ukształtowany tak jak został i z tym jest kłopot. Jeżeli ktoś sobie otworzy KRS, to ma świadomość ograniczeń placówki działającej w obecnej formie. Odnoszę wrażenie, że zabrakło konsekwencji i wizji funkcjonowania tego szpitala. Rozmawiałem już o tym z zarządem powiatu.
Zastrzyk finansowy jest też potrzebny ze względu na pracowników, którzy muszą mieć poczucie stabilizacji i pewności. Nie jest tajemnicą, że sytuacja finansowa jest trudna z opóźnieniem regulujemy zobowiązania. To wszystko wpływa na zespół, na atmosferę.
Podsumowując ten temat – szpital potrzebuje oddechu finansowego. Chodzi o zaspokojenie wierzycieli, ale też o inwestycje – o dokapitalizowanie oddziałów. Oczywiście wiele zależy od banków. Nie ma co ukrywać, że nasz standing finansowy nie jest dla nich interesujący.
– Zrezygnował pan z przeprowadzenia audytu szpitala, czego od miesięcy domaga się część radnych powiatowych. Dlaczego? Audyt miał pokazać, jaka jest sytuacja WSP.
– Niektórym radnym wydaje się, że się znają na szpitalu, a mają jedynie ogólną wiedzę na jego temat. Każdy audyt absorbuje zarządzających, a ja nie mam w tej chwili czasu. Muszę zająć się tym, co najważniejsze – uruchomić chirurgię i neurologię, bo pacjenci nie mogą czekać.
Być może przyjdzie czas i na audyt. Do tego czasu w dokumentach się nic nie zmieni. Decyzja jest tym bardziej uzasadniona, że biegły będzie teraz analizował bilans, co nam da wstępny audyt związany z kwestiami finansowo-księgowymi. Poza tym w trakcie pracy też będą wychodzić różne sprawy, w tym niedociągnięcia. Dlatego uważam, że to nie jest moment na audyt. Gdyby szpital normalnie funkcjonował – można by to zrobić.
– Brak pieniędzy to jeden problem, jest też kolejny – mówi się o braku lekarzy i o tym, że trudno sprostać ich wymaganiom finansowym.
– Lekarze kierują się kilkoma rzeczami. Pierwsza – czy mogą realizować swoje ambicje zawodowe. Lekarze, którzy są świetnymi fachowcami, chcą mieć warunki, by się realizować. Podobnie pielęgniarki. Pacjenci też patrzą na warunki leczenia. To wszystko składa się na pewną całość. Do tego ważna jest dobra atmosfera. Jestem nauczony, że szpital to jest zespół ludzi, którzy sobie pomagają. Wtedy już nawet nie chodzi o pieniądze. I tak to trzeba kroczek po kroczku tworzyć.
– Jeśli mówimy o klimacie, to zanim pan został zatrudniony, już byli w szpitalu pracownicy, którzy obawiali się, że przy takim prezesie jak pan tego klimatu do pracy nie będzie.
– W ogóle tego nie rozumiem i nie będę tego komentował. Jak napisano "po czynach go poznacie". Zobaczymy.
– Ogromnym problemem jest też w szpitalu przepełniony SOR.
– Uważam, że tutaj przede wszystkim potrzebna jest edukacja – tak pacjentów, jak i lekarzy. Na SOR powinien trafiać pacjent przy nagłym pogorszeniu stanu zdrowia, a nie wtedy, gdy przez tydzień nie mógł się dostać do lekarza POZ. To jest pierwsza rzecz. Druga – już na miejscu powinno być porządne triażowanie (segregowanie pacjentów wg stanu zdrowia – przyp. red.). Trzeba pamiętać, że SOR to jest oddział szpitalny, na którym dzieją się różne rzeczy, w międzyczasie przyjeżdżają karetki, więc trzeba czekać. Inna rzecz to niechęć POZ do diagnozowania pacjentów, którzy zamiast diagnozowania są odsyłani na SOR. Dlatego edukacja na ten temat powinna się odbywać na każdej płaszczyźnie. Od lat żale kierowane są do szpitali, a dlaczego nie do POZ?
[ZT]58774[/ZT]