Fot. Archium Marcina Wojniusza - OFFROAD RUDA ŚLĄSKA
W terenie za każdym razem jest inaczej. Raz wzbijamy w powietrze tumany kurzu, pokonując strome wzniesienia, po deszczu walczymy z błotem. Ale zawsze improwizujemy, pokonujemy własne słabości i upajamy się adrenaliną. Off-road po prostu uzależnia.
25 lat temu Marcin Wojniusz został właścicielem Jeepa Cherokee. Od lat był fanem amerykańskiej motoryzacji, stąd decyzja o zakupie samochodu, który nie był ani modny, ani ekonomiczny i pewnie dlatego wyróżniał się na ulicach jego rodzinnego miasta – Rudy Śląskiej.
– Szukałem samochodu, który nie będzie się zbyt często psuł. Z czasem okazało się, że nie do końca miałem rację – śmieje się Marcin. – Ale jednocześnie zyskałem możliwość pokonywania tras oddalonych od asfaltowych dróg. Metodą prób i błędów uczyłem się jazdy w terenie, pokonywania wzniesień, na własną rękę szukałem sprzętu i rozwiązań, które dziś są ogólnie dostępne. W tamtych czasach brakowało jednak ekip off-roadowych, więc musiałem radzić sobie sam. Z dzisiejszego punktu widzenia uprawiałem taki off-roadowy old school.
[ZT]61093[/ZT]
Pierwsza możliwość, by podzielić się pasją z innymi, nadarzyła się przy okazji zbiórki na leczenie, którą zauważył w mediach społecznościowych. Zaangażował się w akcję charytatywną, oferując darczyńcom darmową przejażdżkę off-roadową.

– Wtedy pierwszy raz zobaczyłem, jaką radość może dawać tego typu doświadczenie. I zaskoczenie ludzi, którzy pierwszy raz wyjeżdżają w teren i widzą, do czego są zdolni. Już wiedziałem, że to chcę robić w życiu, choć minęło jeszcze 5 lat, zanim mogłem zrezygnować z pracy, za którą średnio przepadałem i całkowicie postawić na nowy biznes. To była najlepsza decyzja w moim życiu.
Rajd Bytomski i kulig w błocie
W międzyczasie zainwestował w nowe samochody, a na pokopalnianych terenach w Bytomiu-Szombierkach stworzył trasy off-roadowe. Każdy przejazd jest inny, kiedy pogoda sprzyja, można skupić się na pokonywaniu wzniesień, po deszczu powalczyć z głębokim błotem i sprawdzić, jak działa wyciągarka.
– Najbardziej pokochałem ryzyko i adrenalinę. Podoba mi się też to, że na trasie trzeba improwizować, stawiać czoła przeciwnościom, czasem wyciągnąć samochód, coś naprawić, przyspawać. Zakosztowałem tego podczas rajdów, w których brałem udział. Teraz organizuję własne – dwa razy w roku, wiosną i jesienią, Rajd Bytomski, a w marcu, przy okazji Dnia Kobiet, rajd tylko dla pań. W Polsce powstała aktywna społeczność off-roadowa, pasjonaci dzielą się doświadczeniami, na zlotach spotykają się całe rodziny – opowiada Marcin.
Teraz wiedzę przekazuje innym, organizując szkolenia. Zainteresowanie off-roadem wzrasta. Ekstremalnych przeżyć szukają osoby w różnym wieku, nawet po 80-tce. Coraz częściej za kółkiem siadają panie, które najpierw regularnie biorą udział w lekcjach, a z czasem kupują własne samochody terenowe i próbują sił w rywalizacji na wyższym poziomie. Przejażdżki off-roadowe coraz częściej wykupuje się jako prezent-niespodziankę lub atrakcję na imprezy firmowe czy prywatne.

– To sport dla każdego – wystarczy tylko chcieć. I założyć ubranie, które możemy zabrudzić błotem, jeśli gdzieś się zakopiemy. Białe buty odpadają – śmieje się Marcin.
I dodaje, że wbrew pozorom istnieje pokaźna grupa osób, która błota się nie boi. Od niedawna organizuje błotne kuligi, które cieszą się dużą popularnością, nawet wśród dorosłych!
[ZT]61201[/ZT]
Trening na hałdzie
W off-road może pojechać każdy, ale jest haczyk – trzeba mieć czym i wiedzieć gdzie. Nie każdy samochód sprawdzi się w terenie. Nie bez powodu pasjonaci off-roadu częściej jeżdżą starszymi modelami – te produkowane przed laty częściej były wyposażone w reduktor, który zwiększa moment obrotowy, ułatwiając pokonywanie stromych wzniesień. Obowiązkowy jest napęd 4 x 4 i terenowe opony.
– Dużo zależy od tego, jaki teren zamierzamy pokonywać. Na łące sprawdzi się wyższy suv, trudniejsze trasy wymagają dostosowania samochodu do warunków i wtedy zaczyna się tuning, który nigdy się nie kończy – żartuje Marcin. – Warto też mieć przy sobie niezbędny sprzęt. Na początek przynajmniej porządną łopatę i siekierkę, żeby w razie czego się wykopać. Gama produktów dla off-roadowców jest bardzo szeroka. Warto zainwestować w elektryczną wyciągarkę, można kupić trap lub podnośnik hi-lift. Ale sprzęt to nie wszystko, trzeba też umieć się nim posługiwać. Grunt to bezpieczeństwo – podkreśla.

Warto też wiedzieć, że nie wszędzie można legalnie uprawiać off-road. Obowiązuje zakaz wjazdu na wszystkie tereny należące do Lasów Państwowych, nie najlepszym pomysłem jest też "rozjeżdżanie" obszarów prywatnych. Nie brakuje jednak terenów pogórniczych czy nieużytków, na których trenują fani off-roadu. Na Śląsku to m.in. hałda Makoszowy w Zabrzu, tras warto też szukać na grupach i forach tematycznych, gdzie przy okazji można też "wkręcić się" na zlot i spotkać ludzi, którzy tak samo kochają adrenalinę.
[ZT]61216[/ZT]
Czytaj także:
Agnieszka Gabała