Sukces wyprawy Krzysztofa Witkowskiego: na hulajnodze elektrycznej dojechał w ciągu miesiąca z Tarnowskich Gór do Rzymu. A rozgłos towarzyszący tej nietypowej podróży pomógł w osiągnięciu najważniejszego celu - zebraniu pieniędzy na działalność szkoły fotografii dla młodzieży w Tąpkowicach.
– Jestem zadowolony z wyprawy, bo wróciłem cały i zdrowy do domu. Trudy podróży udźwignęła też hulajnoga. Od początku były obawy o trudności techniczne na trasie, ale udało się – mówił Krzysztof Witkowski, który w połowie sierpnia wrócił do Tarnowskich Gór.
W trasę wyruszył miesiąc wcześniej z tarnogórskiego rynku. Na hulajnodze przejechał przez Słowację, Węgry, Chorwację aż do Rzymu. Miał ze sobą namiot i podstawowe wyposażenie. Za wiele nie planował. – Liczę w zasadzie tylko na to, że uda mi się gdzieś naładować hulajnogę. Jadę jak najciekawszą trasą, chodzi mi bowiem o to, by chłonąć energię z otaczającego mnie świata, by mieć jej zapas – mówił.
Krzysztof Witkowski podkreśla, że podczas podróży szukał ludzi i miejsc przyjaznych. Właśnie spotkania z nieznajomymi, którzy bezinteresownie oferowali mu schronienie, częstowali jedzeniem, przełamywanie barier językowych i różnic kulturowych były najlepszymi momentami w czasie podróży.
– Translator Googla zrobił na Węgrzech furorę. Dzięki temu mogłem porozmawiać z 75-letnią babcią w jej ojczystym języku - wspomina.
Noclegów szukał samodzielnie, pytał o miejsce na rozbicie namiotu. Jeśli się udawało - również o prąd i wodę. Życzliwych i chętnych ludzi do pomocy nie brakowało. W czasie wyprawy regularnie publikował filmy i posty z każdego dnia podróży. Dwa razy znalazł się w terenie, gdzie nie było dostępu do internetu.
– To były najgorsze momenty, bo wiedziałem, że ludzie będą się o mnie martwić. I faktycznie tak było – relacjonuje.
W czasie wyprawy liczącej blisko 2000 km tylko dwóch kierowców zareagowało niezadowoleniem na jego jazdę hulajnogą po drodze, w tym jeden na samym początku podróży, w Chebziu, dzielnicy Rudy Śląskiej.
– Po powrocie, kiedy miałem okazję jeszcze jeden dzień pojeździć po Tarnowskich Górach, zdenerwowałem tu dwóch kierowców. Im dalej na południe Europy tym większa kultura jazdy - stwierdza.
Była to również ostatnia okazja do przejechania w ten sposób hulajnogą elektryczną przez Włochy, ponieważ wkrótce zaostrzają się tam przepisy, wprowadzając obowiązkowe kaski, tablice rejestracyjne i ubezpieczenia dla użytkowników e-hulajnóg.
Wyprawa nazywała się "Dokument Projektu w drodze do renesansu". Celem Krzysztofa Witkowskiego było zebranie pieniędzy na działalność szkoły fotografii dla młodzieży w Tąpkowicach i reaktywacja młodzieżowej grupy fotograficznej Narybe`x. Będzie to szkoła fotografii klasycznej, w której używa się materiałów światłoczułych.
– Chciałbym, aby renesans zagościł w naszej grupie. Aby zaczęło się coś nowego. Do tej pory skupialiśmy się na Gwarkach, chciałbym działania projektu rozszerzyć, abyśmy podejmowali się także innych, nowych wyzwań – mówił w lipcu. – I to się udało. Jeszcze zanim dotarłem do Rzymu zrozumiałem, że udało się wyrwać Dokument Projektu z Tarnowskich Gór i lokalnych ram, a przy okazji promować miasto w świecie – przyznał po powrocie.
Dzięki wyprawie udało mu się zebrać prawie 10 tys. zł na uruchomienie szkoły fotografii. – Nabór planuję do końca września, a szkoła powinna ruszyć w październiku – zapowiada.
Czytaj także:
Świerklaniec. Nadleśniczy wicemistrzem świata
Listy KO do Sejmu i Senatu. Kto kandyduje z naszego
[ZT]43102[/ZT]
krzyszof19:59, 19.08.2023
2 0
Brawo hulajnoga!
I co to jest 10 tysi jak się ma 2 miliony długu... 19:59, 19.08.2023