Pat z parkingami nad zalewem. Sytuacja od lat się nie zmienia, ale jest propozycja rozwiązania problemu

Pierwszy, wakacyjny weekend i już awantura o zalew Nakło-Chechło i to, co się tam dzieje.  W niedzielę, 5 lipca sytuacja w okolicy zalewu przypominała armagedon. Wypełnione na max wszystkie parkingi, auta parkujące w Nowym Chechle momentami utrudniały przejazd i wyjazdy z posesji, trzeba było wzywać policję. Na szosie miasteczkowskiej tworzyły się korki, a nad zalew można było dotrzeć tylko pieszo lub rowerem. 

Taka sytuacja jest od lat i nic nie jest w stanie tego zmienić. Jakiś czas temu od strony Miasteczka Śląskiego urządzono co prawda parking, drugi jest wzdłuż linii lasu, jadąc w stronę Tarnowskich Gór, ale tak naprawdę niewiele to zmieniło. Przyrost miejsc postojowych nie nadążał za przyrostem liczby samochodów i chętnych do wypoczynku nad zalewem. Drogi i parkingi, jak się zatykały, tak się zatykają.  

Marian Ozdowy, szef Stowarzyszenia na rzecz Rozwoju Zalewu Chechło mówi, że stowarzyszenie stara się załatwić sprawę braku miejsc postojowych od lat. Ale, jego zdaniem, gmina Świerklaniec, dzierżawca terenu, na którym jest zalew, nie ma w tym interesu. – Gmina kasuje pieniądze za wjazd na drogę nad zalew, więc ma interes w tym, żeby jak najwięcej kierowców w nią wjeżdżało. Bezpłatny parking jest wbrew interesom gminy – mówi Marian Ozdowy i dodaje, że między innymi dlatego nie udało się, jak dotąd, powiększyć liczby miejsc postojowych na pasie przeciwpożarowym od strony Miasteczka.

Marek Cyl, wójt gminy Świerklaniec z taką opinią się nie zgadza. – To nie jest nasza kompetencja, poza tym z tego, co wiem, miejsce, o którym mowa, nie jest objęta umową dzierżawy, w związku z tym nie mamy prawa na to, by się tam szarogęsić –  tłumaczy wójt. 

Kolejne miejsce, jakie stowarzyszenie wskazuje na parking to pas terenu pod linią wysokiego napięcia. Początek miejsca na postój byłby przy ul. Lasowickiej (szosa chechelska), koniec miałby się znaleźć blisko korony zalewu. Zdaniem Mariana Ozdowego jest tam miejsce na przynajmniej 1500 aut. Taka liczba miejsc załatwiłaby problem. Parkingi dałoby się też urządzić pod linią wysokiego napięcia po przeciwnej stronie jeziora. – Tam trzeba by wybudować około 100 metrów utwardzonej drogi gruntowej. A miejsca na auta jest sporo – kontynuuje prezes stowarzyszenia. 

Wójt Cyl odbija piłeczkę. Mówi, że na to trzeba by zgody dwóch partnerów, Tauronu, który jest właścicielem linii elektrycznej oraz Lasów Państwowych. Nie wiadomo, jak odniosłyby się do pomysłu. Po drugie to bardzo drogie przedsięwzięcie. – Rozważaliśmy budowę znacznie mniejszego parkingu pod linią elektryczną. Okazało się ze wstępnych kalkulacji, że to koszt przynajmniej 70 tysięcy złotych - wyjaśnia wójt. 

Marian Ozdowy mówi, że wójt i gmina nie podetną gałęzi, na której siedzą, czyli nie zrezygnują z pobierania myta za wjazd. Co pomoże sprawę załatwić raz, a dobrze? Prezes ma jedną odpowiedź. Zalew powinien trafić w ręce prywatne. Tylko w ten sposób można temu miejscu zapewnić rozwój.

Póki co jednak nie ma o tym mowy, ani szansy na to, by tak się stało. – Wiemy już, że nie będzie komunalizacji zalewu. Mamy umowę dzierżawy do 2024 roku i będziemy dalej zarządzać terenem – mówi na koniec wójt Marek Cyl.