Grzegorz Sadowski ze Świerklańca był w każdym kraju świata. Fot. Archiwum G. Sadowskiego
[FOTORELACJA]29329[/FOTORELACJA]
Mamy tylko sześciu takich podróżników w Polsce, ale on jest jednym z najmłodszych. Grzegorz Sadowski ze Świerklańca odwiedził wszystkie państwa świata. Jest ich aż 195. Jeżeli policzymy kraje zależne, takie jak Grenlandia czy Szkocja, to ta liczba wzrasta do ok. 250.
Pierwsza podróż była w 1984 r., jako 14-letni zawodnik Ruchu Chorzów pojechał do Ostrawy w Czechosłowacji. Ostatnia w kwietniu tego roku – odwiedził Gwineę Równikową. Co ciekawe, tuż po niej pojechał z rodziną do Ostrawy, zamykając podróżniczą pętlę.
Na początku były wyjazdy zorganizowane, ograniczone czasowo – etat w pracy, 26 dni urlopu. – Jednak to mi nie odpowiadało, nie chciałem, żeby ktoś mówił mi, co mam robić, co zwiedzać w danym momencie - mówi Grzegorz Sadowski.
Zaczął więc wyjeżdżać prywatnie, z rodziną i z innymi podróżnikami, sami sobie wszystko organizowali. W przypadku krajów, gdzie króluje biurokracja i łapówkarstwo, ma to też aspekt finansowy. Na przykład przy wyjeździe do Gwinei Równikowej w grę wchodziło 20 tys. dolarów. Taniej jest, gdy te koszty rozkładają się na grupę. Były jednak kraje, do których nikt nie chciał jechać i mieszkaniec Świerklańca zwiedzał je samotnie.
Podróże stały się pasją pana Grzegorza i jego rodziny – żony Danuty i córek Jessiki i Jennifer. Wiele zmieniło się po zmianie pracy. Małżeństwo zajmuje się obsługą nieruchomości, wystarczy więc komputer i dostęp do internetu i można pracować także podczas wojaży. Dzięki temu pojawiła się możliwość wyjeżdżania na dłużej. Na przykład w Rosji mieszkaniec Świerklańca spędził pół roku, a w Stanach Zjednoczonych – 4 miesiące. – Nie chodzi przecież o to, żeby jakiś kraj odhaczyć, ale żeby go poznać – zaznacza.
Przez długi czas nie zdawał sobie sprawy, że jest w wąskim gronie osób, które odwiedziły tak wiele krajów. Któregoś dnia, około 4-5 lat temu, skontaktował się z nim inny podróżnik i poradził, żeby zrobił sobie statystykę. – Okazało się, że byłem już w ok. 160 krajach ONZ i jestem w pierwszej dziesiątce polskich podróżników. Wtedy postanowiłem odwiedzić pozostałe – wspomina mieszkaniec Świerklańca.
Zostały mu wtedy do odwiedzenia głównie kraje afrykańskie, tam podróżował przez ostanie cztery lata. Łatwo nie było, ale dał radę.
Mówi, że trudno wybrać jedno miejsce, które szczególnie zapadło mu w pamięć. Są zbyt różnorodne. – To niemożliwe, żeby je porównywać. Wiele zależy od tego, jakie mamy oczekiwania – zwraca uwagę Sadowski.
W Etiopii stanął na granitowej skale, która była dachem wykutego w niej kościoła. W Kongo w lesie jego grupa natrafiła na stado kilkunastu goryli, które podchodziły praktycznie na wyciągnięcie ręki. Przy wodospadzie Iquazu w Brazylii był taki hałas, że nie było słychać własnych myśli, na Alasce na trasie pojawiło się kilkanaście niedźwiedzi, a na Antarktydzie – 300 tysięcy pingwinów królewskich. - Wszystkie te rzeczy były niezapomniane, zapierały dech w piersi – przyznaje podróżnik.
Nie brakowało jednak i dramatycznych chwil. Do Nigerii pojechał z żoną. W sumie w grupie było ich 12. Wtedy zostali napadnięci, chciano ich uprowadzić. Tyle, że agresorzy nie zdawali sobie sprawę, że za nimi jedzie uzbrojona ochrona.
– 20-30 metrów od nas wywiązała się strzelanina. Strach pojawił się jednak dopiero godzinę później, wtedy dotarło do nas, co się stało. To było traumatyczne przeżycie – opowiada Grzegorz Sadowski.
W Gwinei nieświadomie sfotografował pałac prezydenta, był na końcu ulicy, która znalazła się w jego obiektywie. Tymczasem w tym kraju nie można robić zdjęć ani prezydentowi, ani niczemu co jest z nim związane. Polakowi groziło więzienie, ale skończyło się na łapówce.
Podróżnicy muszą więc nie tylko dobrze zaplanować podróż, znaleźć zaufanego lokalnego touroperatora, ale też trochę interesować się polityką, żeby trafić na w miarę spokojny czas w krajach ogarniętych wojną czy zamieszkami.
Nasz rozmówca mówi, że może byłby teraz czas na przerwę od podróżowania. Jednak niemal jednocześnie wspomina o najbliższych planach – rejsie lodołamaczem na biegun północny.
Żona Grzegorza Sadowskiego, Danuta, również ma się czym pochwalić. Była w 153 ze 195 państw ONZ. Natomiast jego córki Jessica i Jennifer, już w wieku 19 i 21 lat odwiedziły 7 kontynentów świata. Panie podróżują też same.
Dane statystyczne wg Travellers'1313 Club
Czytaj też:
Tarnowskie Góry. Czytelnik pyta: kiedy MTBS...
Tarnowskie Góry. Teatralne Parkowanie i harce w parku!
Bezpieczeństwo na drodze. Koniec z redukowaniem...
[ZT]53360[/ZT]
Agnieszka Reczkin