Na początku lat 80. larwy zasnui świerkowej zaatakowały świerki na Skrzycznem. Owady, które nie wyrządzały dotąd znaczących szkód, ogołociły z igieł drzewa na powierzchni 420 hektarów. Mimo że od tamtego czasu minęło ponad 30 lat, szkody są widoczne po dziś dzień. Las wraca niemrawo. ? 30-letnie modrzewie, które w dolinach nabierają powoli wartości drewna tartacznego, mają pnie grubości ludzkiego ramienia. Tutejsze buki kojarzą się raczej z bonsai, niż z dorodnymi drzewami ? mówi Hubert Kobarski, nadleśniczy nadleśnictwa Bielsko-Biała. W zasadzie sadzenie drzew w tym miejscu ma na celu to, by nie było jeszcze gorzej. ? Chodzi o zapobieganie erozji ? dopowiada nadleśniczy Kobarski. Jest to lekcja o tym, że w czasach gdy wydaje się, że prawie wszystko jesteśmy w stanie załatwić kliknięciem komputerowej myszki, trzeba mieć szacunek do natury.
Podczas wakacyjnych wycieczek w Beskidy nie sposób nie zauważyć całych połaci gór ogołoconych z lasu. To efekt zamierania świerczyny, którą atakują m.in szkodniki. Skąd ten problem? Z chciwości. ? Kiedyś były tu hale. W okresie I i II wojny światowej oraz dzielącego je dwudziestolecia posadzono na nich świerki. Kierując się wyłącznie ekonomią, wybrano gatunek szybko rosnący, łatwy w produkcji, jeżeli chodzi o materiał sadzeniowy ? opowiadał na Skrzycznem w ubiegłym tygodniu nadleśniczy Kobarski. ? Przyszedł okres prosperity, dziesiątej potęgi gospodarczej świata i w latach 70. emisje zanieczyszczeń przemysłowych spowodowały całkowite zniekształcenie środowiska naturalnego. Przyszły lata posuchy i świerk, z płaskim systemem korzeniowym, jako pierwszy przestał sobie radzić. Na osłabione drzewa weszły szkodniki. Także grzyby ? opieńka i huba korzeniowa, gdy brakowało wody, okazały się bezlitosne dla świerków.
Było jasne, że jak to nazywają leśnicy, wobec rozpadu świerczyny konieczna jest przebudowa drzewostanu. Żeby ją prowadzić w Nadleśnictwie Bielsko-Biała założono szkółkę prowadzoną metodą kontenerową. Sadzonki stąd trafiają także do innych beskidzkich nadleśnictw, borykających się z przebudową drzewostanów.
Bielska szkółka specjalizuje się w produkcji buka. Co trzecie drzewo w nadleśnictwie jest tego gatunku. Świerków jest 28 proc. ? Kiedyś odwrotnie ? mówi nadleśniczy Kobarski. ? Od 5 lat produkujemy także sadzonki jodły. Marzeniem jest, żeby jodły było przynajmniej 15 proc. Obecnie jest jej około 3 proc.
Buk i jodła mają szansę dominować w niższych partiach gór. W lasach wysokogórskich, w piętrze powyżej 900 m n.p.m., dwa podstawowe gatunki to świerk i jarzębina. Na Skrzycznem, ze względu na trudne warunki, sztucznie wprowadzono także kosodrzewinę. ? Są książkowe zasady, ale najlepsze efekty mają ci nadleśniczy, którzy podpatrują naturę i od niej uczą się, co i gdzie posadzić ? komentuje Hubert Kobarski.
Zamieranie świerków to problem występujący nie tylko w Beskidach i nie tylko Polsce. Zazwyczaj dotyczy tych drzewostanów, w które poważnie ingerował człowiek. ? Nigdy nie poprawimy natury. Jeżeli coś próbujemy wymóc na przyrodzie, to musimy spodziewać się odreagowania ? uważa dr Kazimierz Szabla, dyrektor Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Katowicach.
Jednolite drzewostany świerkowe pojawiły się w Beskidach nie tak dawno. W połowie XIX wieku lesistość Beskidów Śląskich wynosiła 8 proc., a teraz to 40 proc. Przed świerkiem była Puszcza Karpacka, w której dominowały buki i jodły, a ilość świerka była umiarkowana.
"Początki dramatu górskich świerczyn w Polsce z narastającym niepokojem obserwowano już w latach 50. ubiegłego wieku w reglu dolnym Beskidu Małego i Śląskiego. W następnych dekadach świerkowa klęska zataczała coraz to szersze kręgi. W latach 2006-2010 w ośmiu beskidzkich nadleśnictwach trzeba było wyciąć, ze względów sanitarnych, 4,5 mln metrów sześc. drewna świerkowego. Nic nie mogło uratować chorujących świerczyn. W procesie ich zamierania ujawniły się niemal wszystkie znane nauce i praktyce leśnej przyczyny, prowadzące w jakże wielu wypadkach do wielkoobszarowej zagłady świerka ? od uwarunkowań genetycznych, poprzez niszczycielski wpływ emisji przemysłowych, po gradację szkodników owadzich i spustoszenia, czynione przez rozprzestrzeniające się opieńki" - napisano w opracowaniu "Na ratunek zielonym Beskidom".
Najskuteczniejszą metodą walki jest możliwie jak najwcześniejsze wycinanie zaatakowanych przez szkodniki drzew. W 2002 r. Regionalna Dyrekcja Lasów Państwowych w Katowicach, wspólnie z ekspertami Wydziału Leśnego ówczesnej Akademii Rolniczej w Krakowie, przystąpiła do opracowania "Programu dla Beskidów". Przewiduje on przebudowę gatunkową, zróżnicowaną w zależności od: położenia danego terenu, stopnia zaawansowania gradacji korników, pochodzenia genetycznego roślin itd. — Sadzimy mniej świerka, więcej buka i jodły, ale efektów należy oczekiwać za 100, 120 lat — uważa dyrektor Szabla.
W partiach górskich położonych powyżej 900 m n.p.m. świerk pozostanie podstawowym gatunkiem, bo klimat, jak i gleba nie pozwalają na hodowlę innych gatunków o znaczeniu gospodarczym. Trzeba się także liczyć z tym, że całkowita eliminacja świerka pociągnęłaby za sobą zniknięcie innych organizmów. Dla przykładu dzięcioł trójpalczasty będzie tak długo w Beskidach, jak długo będą świerki.
Obecnie 63 proc. wyrębu świerków to pozyskiwanie planowe, a 32 proc. wymuszone, gdy interwencyjnie wycina się drzewa zaatakowane przez choroby czy owady.
Materiał do artykułu został zebrany podczas wyjazdu studyjnego, zorganizowanego przez Lasy Państwowe oraz Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach.
Jarosław Myśliwski
Treści zawarte w publikacji nie stanowią oficjalnego stanowiska organów Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz