Uczestnicy Setki Komandosa mają do pokonania 100 km. Ruszają o godz. 22. Pierwsze 20 km biegną w mundurze i z ważącym 10 kg plecakiem, kolejne już tyko w mundurze, reszta na sportowo. Startujący w biegu przygotowują się do niego przez wiele miesięcy.
Im bliżej było 13 marca, daty startu, tym sytuacja związana z zagrożeniem koronawirusem była coraz gorsza. Dlatego zdecydowano, że setka będzie miała formułę "korespondencyjną" – każdy biegł tam, gdzie chciał i przesyłał organizatorom wyniki zarejestrowane przez zegarki sportowe, timery i tym podobne urządzenia.
– Było wiadomo, że na trasie w Kokotka wystartuje najwięcej osób. Mieliśmy ich zostawić bez wsparcia? A tak mieli zapewnione punkt odżywczy, bazę, opiekę medyczną, która okazała się potrzebna w kilku sytuacjach i pewność, że gdyby w nocy w środku lasu coś się wydarzyło, ktoś do nich dotrze i odtransportuje w bezpieczne miejsce – mówi Zbigniew Rosiński.
Z blisko 300 osób, które zapisały się na bieg, 71 osób postanowiło pobiec w Kokotku. Wystartowali o godz. 22. Półtorej godziny później zostało opublikowane rozporządzenie ministra zdrowia wprowadzające kolejne ograniczenia związane z epidemią. W efekcie IV Setka Komandosa była jedną z niewielu imprez w Polsce, które odbyły się w tamten weekend. Na głowy organizatorów posypały się gromy. Zarzuty co do organizacji imprezy miał lubliniecki sanepid.
– Do Kokotka nie przyjechał nikt z zagranicy, jak nam zarzucano – mówi Zbigniew Rosiński z WKB Meta Lubliniec.
Wśród startujących był biegacz w rosyjskim mundurze z naszywką "Rassija". – To Polak mieszkający w Katowicach. Od lat biega na naszych imprezach w tym mundurze – mówi wiceprezes Rosiński. Dodaje, że w umundurowaniu z demobilu startuje więcej zawodników.
Organizatorzy podkreślają, że nie złamali żadnych przepisów dotyczących ograniczenia zgromadzeń. "Jestem w stałym kontakcie z osobami, które pobiegły, żadna nie zgłasza problemów zdrowotnych" – odpowiadał na kolejny atak Zbigniew Rosiński.
Tegoroczna Setka Komandosa przejdzie do historii nie tylko z powodu koronawirusa. Biegu nie ukończył tym razem faworyt, Artur Pelo. Z powodu kontuzji utknął na trasie, skąd zabrała go pomoc. Pierwszy na metę w Kokotku przybiegł po 9 godzinach 31 minutach i 17 sekundach Maciej Walczak. Jedyną kobietą startującą w lublinieckich lasach była Karolina Kubiak, pokonała trasę po ponad 18 godzinach. Patrycja Bereznowska, która biegła z grupą z Legionowska przebiegła 100 km z czasem 10:15:19.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz