Blue Whale, czyli błękitny wieloryb, albo raczej (prawidłowe tłumaczenie) płetwal błękitny. Słowo w ciągu ostatnich paru dni stało się modne, termin zaczęto odmieniać na różne sposoby i łączyć z przymiotnikami typu \"zabójcza\", \"śmiertelna\", \"niebezpieczna\". Blue Whale to tytuł gry internetowej, która podobno przyszła do nas z Rosji. Problem w tym, że, znów podobno, jej ofiarami stają się nastolatki.
Gra polega na tym, że uczestnicy, zarejestrowani na stronie internetowej, otrzymują tak zwanego "opiekuna", który zleca im telefonicznie (gracze podają komplet danych osobowych) wykonanie rozmaitych zadań. Jedno dziennie, polegają, krótko mówią, na robieniu sobie krzywdy. "Opiekun" każe im ciąć się żyletką, wykrawać na ciele różne kształty. Podobno (znowu to słowo) ostatnim zadaniem, jakie "gracz" otrzymuje od swojego prowadzącego, to samobójczy skok z dachu wysokiego budynku. Niemożliwe?
Nie do końca. Trzeba pamiętać, że rejestrując się do gry, uczestnik podaje swe dane osobowe. "Opiekun", zleca mu więc (kolejny raz podobno) wejście na dach budynku i szantażuje niczego nie spodziewającego się "gracza". Mówi mu, że jeśli nie skoczy, krzywda stanie się jego najbliższym, rodzicom, rodzeństwu. Jako że uczestnikami internetowych gier są przede wszystkim ludzie młodzi i bardzo młodzi, łatwo nimi manipulować. W internecie można wyczytać, że tylko w Rosji liczba samobójstw spowodowanych uczestnictwem w grze, sięgnęła czterystu. Kilka dni temu pojawiła się sensacyjna wiadomość, że w sąsiednich Gliwicach do szpitala trafił pokaleczony chłopak, uczestnik płetwala błękitnego. Trafił i... ślad po nim zaginął. Nie ma żadnej informacji, która mogłaby potwierdzić teorię o związku obrażeń chłopaka z jakąkolwiek grą internetową.
Kajetan Kansy, pełnomocnik burmistrza Tarnowskich Gór do spraw rozwiązywania problemów uzależnień mówi, że póki co o zgubnym działaniu płetwala w Tarnowskich Górach mowy nie ma, a samej historii o błękitnym wielorybie by nie przeceniał. ? Gdy spojrzymy w przeszłość stwierdzimy bez trudu, że dzieci różne rzeczy wymyślały. Stwierdzimy również, że wśród młodzieży zawsze zdarzały się przypadki samookaleczeń ? mówi pełnomocnik i dodaje, że trzyma rękę na pulsie. Nie nie mówi jednak dzieciom o błękitnym wielorybie i związanych z tym niebezpieczeństwach, bo wywołałoby to efekt odwrotny. Owszem, podczas spotkań poruszane są problemy bezpieczeństwa w sieci, ale na zasadach ogólnych, bez wymieniania stron, podawania adresów itp. Pełnomocnik Kansy dodaje jednak, że zapewnienie dzieciom bezpiecznego dostępu do sieci oraz kontrola odwiedzanych stron to zadanie dla rodziców. W szkołach komputery mają zablokowany dostęp do zasobów uznawanych za niebezpieczne, w domach nie zawsze.
Podobne zdanie ma policja. Sierż sztabowy Damian Ciecierski, rzecznik tarnogórskiej policji mówi, że policjanci dzielnicowi na bieżąco kontaktują się z dyrektorami szkół i pedagogami, którym przekazują informacje na temat bezpieczeństwa w sieci. Rzecznik mówi jednak, że nie przewiduje się spotkań z młodzieżą, przekazywania szczegółowych informacji na temat tego, co to za strona, pod jaką nazwą, adresem itd. ? Nie będziemy robili wokół tego sensacji. Po pierwsze dlatego, że zakazany owoc lepiej smakuje, po drugie, że bardzo dużo w tym wszystkim niejasności, plotek, przypuszczeń ? mówi policjant.
Prawdopodobnie, coraz częściej mówią o tym medioznawcy i psychologowie, błękitny wieloryb to powtarzana z ust do ust, kopiowana przez internautów, straszna, aczkolwiek niekoniecznie prawdziwa historyjka. I przy tym żadna nowość. Przypomnijmy choćby miejską legendę o pumie, która miała w okolicy polować na ludzi, czy też opowieść o czarnym bmw, które wywoziło dzieci w nieznane, by podobno pobrać im narządy do przeszczepów. Każda epoka ma swoją czarną wołgę. W drugiej dekadzie XXI wieku jest to widać gra w wieloryba.
Jacek Tarski
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz