- Zostałem wychowany w przekonaniu, że wiara to po prostu wiara w to, że istnieje Bóg. Tymczasem to wiara Bogu jest prawdziwą wiarą - mówił Szymon Hołownia. Katolicki publicysta 26 kwietnia był gościem Miejskiej Biblioteki Publicznej w Tarnowskich Górach.
Wejściówki na wydarzenie rozeszły jak świeże bułeczki. Bez wątpienia w Tarnowskich Górach Szymon Hołownia ma wierne grono czytelników, których podczas spotkania zachęcał do zadawania pytań. Można powiedzieć, że pierwsze z nich było tradycyjne. Zapytano bowiem o najnowszą publikację "Ludzie w czasach Jezusa".
- Książka wzięła się z potrzeby przypomnienia własnej genealogii. Zaczęła mnie frapować kwestia "gdzie był mój prapradziadek, gdy rodził się Jezus"? Postanowiłem dowiedzieć się, co działo się na całym świecie, w czasach, gdy żył, umarł i zmartwychwstał Jezus - mówił gość.
Czytelnicy pytali także o początki działalności charytatywnej. Szymon Hołownia jest bowiem założycielem fundacji "Kasisi" oraz "Dobra Fabryka", które niosą pomocą mieszkańcom Afryki. Gość tłumaczył, że wszystko zaczęło się kiedy pisał książkę "Last minute. 24h chrześcijaństwa na świecie". Zgodnie z założeniem, musiał pojechać do Afryki, do Kasisi, by napisać o pracujących w tamtejszym sierocińcu siostrach zakonnych.
- Strasznie się bałem tego kontynentu. Kiedy jednak trafiłem do Kasisi wiele się zmieniło. Uznałem, że muszę im pomóc. Jak już skończyły mi się pieniądze, pomyślałem, że potrzebne są pieniądze innych. Tak wyglądały początki. Zaczynaliśmy pracę od trudnego poziomu. Mieliśmy dylematy czy kupić jedzenie, czy leki? Teraz jest znacznie lepiej. Mamy środki także na to, by zapewnić dzieciom zajęcia pozalekcyjne - opowiadał gość.
Hołownia przyznał, że Jezus jest dla niego najważniejszą osobą w życiu. Podkreślił dobitnie, że to zdrowy rozsądek najbardziej zabija Ewangelię. - Albo kierujesz się Ewangelią, albo zdrowym rozsądkiem. Jezus mówi: Byłem przybyszem, a przyjęliście mnie. To bardzo proste - mówił myśląc m.in. o uchodźcach zalewających Europę.
Publiczność pytała go także o stosunek do polskiego kleru. Publicysta podkreślił, że nigdy nie generalizuje. Dla niego określenie "polski kler" w ogóle nie istnieje. Są tylko pojedynczy księża. Mówił że kościół jest różnorodny i zmieszczą się w nim wszyscy.
- Nie umiem sobie wyobrazić życia bez księży, bo oni sprawują dla mnie sakramenty. Jak nie podoba ci się twój ksiądz, to poszukaj innego. Oferta kościoła katolickiego w Polsce jest szeroka. Nie trzeba chodzić na msze do macierzystej parafii. Ja sam mam spowiednika aż w Korbielowie, 400 km od Warszawy - dodał.
Zwrócił też uwagę na rolę biskupów, która w kwestii wpływu na życie wiernych, jest praktycznie żadna.
Wyraził opinię, że w polskim kościele kuleje ogólna duchowa formacja.
- Najlepszą ofertę kościół ma dla dzieci w wieku 7-10 lat: ministranci, rekolekcje, katecheza. Dla dorosłych nie ma nic. Jak masz 40 lat to pies z kulawą nogą się tobą nie zainteresuje. Tymczasem trzeba inwestować w rodziców. Gdybym był proboszczem zająłbym się raczej katechezą dorosłych - podsumował.
Hanna Kampa
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz