Czy gdyby pogotowie przyjechało od razu, to pan Jan miałby szansę na przeżycie? Jego żona twierdzi, że nie zrobiono wszystkiego, by uratować jej męża.
Pani Maria nie potrafi uporać się z własnymi myślami. Jest przeświadczona, że gdyby jej informację potraktowano inaczej, jej mąż miałby szansę na wyleczenie. ? Jak można być tak bezdusznym, jak można tak lekceważyć czyjeś życie? ? retorycznie pyta zrozpaczona kobieta. Czy rzeczywiście jej mąż zmarł, bo pomoc dotarła za późno?
Tarnowskie Góry, Osada Jana, 13 czerwca. Rano pan Jan poszedł do sklepu na drobne zakupy produktów na śniadanie. Wrócił, ogolił się, po czym razem z żoną siadł do stołu. Nic nie wskazywało na to, że stanie się coś złego. Po śniadaniu rozmawiali jakiś czas, potem oglądali telewizję. Pani Maria mówi, że właśnie wtedy nastąpił kryzys. ? Zauważyłam, że Jasiu słabnie. Jakiś dziwny grymas wykrzywił mu twarz, oparł się o stół, trudno mi było się z nim porozumieć. Byłam bardzo zdenerwowana, zadzwoniłam do sąsiadki po pomoc, a potem na 112, żeby wezwano pogotowie ? relacjonuje pani Maria.
Z tego, co mówi, wynika, że osoba przyjmująca zgłoszenie w centrum powiadamiania zareagowała szybko i prawidłowo. Panią Marię połączono z dyspozytorem, któremu zgłosiła, że chce wezwać karetkę do męża, który chyba miał udar. Powiedziała, że wykrzywiło mu twarz, że nie da się z nim porozumieć. Kobieta, która odebrała telefon, stwierdziła jednak, że karetki nie wezwie, że chce porozmawiać z mężem. ? Było to niemożliwe, Jasiu był prawie nieprzytomny, nie potrafił mówić. Poinformowałam o tym dyspozytorkę, ale ona nie zamierzała rezygnować. Powiedziała, że skoro nie chcę oddać słuchawki mężowi, to karetki nie przyśle i rozmowa się skończyła ? mówi pani Maria. Zadzwoniła więc na 112 po raz drugi. Tym razem z lepszym rezultatem. Pogotowie zostało wysłane, medycy zabrali męża pani Marii do szpitala. Niestety, 15 czerwca pan Jan zmarł.
Małżonka mężczyzny nie potrafi zrozumieć, dlaczego po pierwszym telefonie nie wysłano karetki. ? Przecież liczy się w takich przypadkach każda chwila, każda minuta może być na wagę życia ? mówi pani Maria i dodaje, że jest przeświadczona o tym, że gdyby karetka przyjechała od razu, gdyby jej mąż trafił do szpitala od razu, sprawy potoczyłyby się inaczej i mężczyzna by żył. ? Kto tam siedział przy telefonie? Ktoś bez serca? Jak można było tak postąpić? ? pyta kobieta. Mówi, że nie potrafi pogodzić się ze śmiercią męża. ? Zrozumiałabym, gdyby karetkę przysłano zaraz po pierwszym telefonie, a mimo tego mąż by zmarł. Widocznie tak miało być. Ale w tym przypadku los mojego męża jakby się nie liczył, i o to mam żal.
19 czerwca w Komendzie Powiatowej Policji, na podstawie zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa, wszczęto dochodzenie w sprawie przestępstwa z art. 162 paragraf 1 Kodeksu karnego. ? Wystąpiliśmy o wydanie nagrań rozmów z centrum powiadamiania, przesłuchaliśmy pierwszych świadków. Na wyniki postępowania trzeba będzie jednak jeszcze poczekać ? mówi podkomisarz Damian Ciecierski, rzecznik prasowy tarnogórskiej policji.
Przepis, na podstawie którego wszczęto postępowanie stanowi:Kto człowiekowi znajdującemu się w położeniu grożącym bezpośrednim niebezpieczeństwem utraty życia (...) nie udziela pomocy, (...) podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.
O wyjaśnienie sprawy poprosiliśmy rzecznika Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego w Katowicach, zadając mu trzy, naszym zdaniem podstawowe pytania: . Dlaczego dyspozytor nie wysłał karetki po pierwszej rozmowie? Czy żądanie rozmowy z chorym i niespełnienie żądania może spowodować odmowę? Czy w przypadku udaru nie liczy się każda sekunda?
Rzeczni Andrzej Bęben twierdzi, że dyspozytor medyczny nie zdecydował wysyłać karetki pogotowia ratunkowego, bo z wywiadu wynikało, że nie istnieje stan nagłego zagrożenia zdrowotnego, który to warunkuje wysłanie do wzywającego zespołu ratownictwa medycznego. Decyzja o wysłaniu zespołu lub o jego niewysłaniu, czyli decyzja na TAK lub na NIE, zależy od indywidualnego przebiegu rozmowy zgłaszającego z dyspozytorem medycznym. W tym przypadku dyspozytor postąpił zgodnie z obowiązującymi zasadami. Tzw. okno terapeutyczne, czyli czas od wystąpienia pierwszych objawów udaru do wdrożenia specjalistycznego leczenia wynosi do 4,5 godziny. Oznacza to, że pacjent udarowy powinien trafić jak najszybciej do ośrodka wyspecjalizowanego w leczeniu udarów.
Czy rzeczywiście nie istniał stan zagrożenia? Czy wykrzywiona twarz, nagłe osłabienie na granicy utraty przytomności, bełkotliwa mowa i inne objawy, jakie miał pan Jan, nie świadczą o tym, że jest inaczej? A skoro takiej sytuacji nie było, to na jakiej podstawie pogotowie przyjechało po drugim wezwaniu? Poza tym, fakt, że "okno terapeutyczne" wynosi 4,5 godziny oznacza, że jest to czas optymalny? A może jest tak, że im prędzej, tym lepiej? Chcieliśmy te pytania zadać rzecznikowi. Andrzej Bęben odmówił odpowiedzi, twierdząc, że co było do powiedzenia w tej sprawie, zostało powiedziane.
Jacek Tarski
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz
Użytkowniku, pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy. Ponosisz odpowiedzialność za treści zamieszczane na portalu gwarek.com.pl. Dodanie opinii jest równoznaczne z akceptacją Regulaminu portalu. Jeśli zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj - powiadom nas [email protected] lub użyj przycisku Zgłoś komentarz