Biegacz wpadł na leśne skrzyżowanie koło Chechła i zdębiał. Stał przed nim wielbłąd. Mężczyzna spojrzał na sportowy zegarek i stwierdził: wiedziałem, że dużo dzisiaj przebiegłem, ale nie przypuszczałem, że dobiegłem aż tak daleko.
Na jadącą konno dziewczynę, u boku której kroczył wielbłąd, natknął się we wtorek wieczorem Tomasz Zajączkowski. Razem z kolegą wybrali się na rowerowy wypad i jechali jednym z duktów w pobliżu zalewu Nakło-Chechło.
– To było może kilometr od zalewu. Dziewczyna pytała o drogę nad jezioro, bo miała ochotę się wykąpać – mówi tarnogórzanin. Wtedy też miała miejsce zabawna historia z biegaczem, który zdębiał na widok wielbłąda. – Przetłumaczyłem, co powiedział, a dziewczyna wybuchnęła śmiechem. Odparła biegaczowi: witamy w Tunezji – opowiada Tomasz Zajączkowski.
Ostatecznie Francuzka z wielbłądem i koniem trafiła do Deer Camp nad zalewem Nakło- Chechło, gdzie pomógł jej Jan Jelonek.
Jesienią ubiegłego roku zrobiło się w Polsce głośno o Francuzce z wielbłądem, która miała podróżować do Mongolii. W internecie można bez trudu znaleźć doniesienia na jej temat. Zwierzę jednak padło. Gdy na Facebooku pojawiły się zdjęcia z okolic Tarnowskich Gór, na których pokazywano dziewczynę z wielbłądem, zaczęły się dociekania, czy to ta sama osoba. Okazuje się, że zmienił się cel podróży, inny jest wielbłąd, przybył koń, ale to rzeczywiście Edmee Mommeja.
[ZT]27393[/ZT]
Z Francji wyruszyła na początku lata ubiegłego roku. Powody były dwa. – Życie studenckie mnie nudziło, chciałam spróbować czegoś innego, a podróżując można się dużo nauczyć – opowiada. Drugi powód to wielbłądzica z cyrku, którą się zaopiekowała.
– Attika miała tam ciężkie życie i przypłaciła to zdrowiem psychicznym. Zaprzyjaźniłam się z nią i czułam to, co ona czuje. Walczyłam o nią i żeby wyciągnąć ją z tego stanu psychicznego, wyruszyłyśmy w drogę - mówi Francuzka.
Już wcześniej Edmee chciała podróżować gdzieś daleko, a ponieważ wielbłądzica pochodziła z Mongolii, pomyślała, że tam ją zaprowadzi i znajdzie dobre miejsce dla zwierzęcia. Wyruszyła i w październiku dotarła do Polski. Jednak do Mongolii jest 7 tysięcy kilometrów.
– Wiele osób przekonywało mnie, że to zły pomysł, że zwierzę nie przeżyje. Przezimowałam w Polsce i tu przetrwałam pierwsze miesiące pandemii, a ponieważ po wypadku boli mnie kolano, kupiłam konia, żeby łatwiej było podróżować – opowiada Edmee Mommeja.
W lipcu padła wielbłądzica Attika. – Bardzo dużo się od niej nauczyłam – opowiada Francuzka. Jakiś czas wędrowała z koniem, ale czegoś jej brakowało. – Mój koń na swój sposób też czuł się samotny i gdy usłyszałam, że można kupić wielbłąda, zrobiłam to. Te zwierzęta są świetnymi towarzyszami podróży – mówi. To było dwa tygodnie temu.
Wraz ze śmiercią Attiki nieaktualny stał się cel: znalezienie dobrego miejsca dla niej. – Teraz po prostu podróżuję i robię to, na co mam ochotę. Aktualnie idę do Niemiec, gdzie mam odpowiednie miejsce do przezimowania. Nie mam pojęcia, co będę robić dalej. Cel kiedyś się pojawi, trzeba tylko poczekać – mówi Edmee Mommeja.
No proszę21:18, 01.09.2020
Jelonek pomógł wielbłądowi i koniowi 21:18, 01.09.2020
Luki10:49, 02.09.2020
Wybitny dziennikarz "Jarek to Gwarek" zapomniał albo nie miał odwagi zapytać i poinformować czytelników, skąd podróżniczka bierze pieniądze na kupno wierzchowców, jak szuka noclegów i gdzie karmi zwierzęta oraz sama się stołuje. Brak informacji, skąd wziął się nomadyzm wędrowniczki i garści wiedzy o jej biografii oraz paryskiej edukacji. Gdyby nie gotowiec od rowerzysty to tekstu własnego byłoby niewiele. Dobrze, że chociaż zdjęcia geniusz słowa pisanego zrobił sam. 10:49, 02.09.2020
Luki10:44, 03.09.2020
Tomek, chopie, nie ma czego zazdrościć, to "Gwarek" ma problem, a ty to jesteś ten cyklista bezproblemowy? 10:44, 03.09.2020
Tomek22:24, 02.09.2020
0 0
Luki, chopie, ty chyba mosz problem i z Gwarkiem i Jarkiem. Zazdrość cie biere? 22:24, 02.09.2020