Grzegorz Koziara. Fot. Archiwum prywatne
Tarnogórzanin Grzegorz Koziara po raz trzeci wędrował legendarnym szlakiem Camino de Santiago, czyli Drogą Świętego Jakuba. Poprzednio przeszedł go w 2010 i 2015 roku. Za każdym razem wybierał inną trasę.
W tym roku Grzegorz Koziara do katedry w Santiago de Compostela wyruszył 11 października. Wędrówkę rozpoczął w Oviedo w hiszpańskiej Asturii, gdzie ugościł go dawny kolega z technikum górniczego. Tarnogórzanin tym razem wybrał szlak Camino Primitivo liczący 313 km. To najstarszy szlak pielgrzymkowy, śladem starych szpitali dla pielgrzymów, biegnący przez góry w Asturii, a później w Galicji. Nie należy do najłatwiejszych.
– Trasa w 80 proc. biegła górami, była przez to mniej uczęszczana i cichsza. Tym szlakiem ludzie pierwotnie zaczęli pielgrzymować do Santiago de Compostela. Wędrowali tygodniami i miesiącami, niektórzy chorowali i umierali w drodze – opowiada.
Grzegorz Koziara co jakiś czas mijał wspomniane stare szpitale dla pielgrzymów. Czasami były to tylko pozostałości fundamentów, trochę kamieni, ale czasami budynki były niemal w nienaruszonym stanie. – Kamienne małe chatki wysoko w górach, na pustkowiach, bardziej przypominały mi pomieszczenia pasterskie. Gdyby nie opisy na tablicach informacyjnych nie domyśliłbym się ich pierwotnego przeznaczenia – przyznaje.
Tarnogórzanin każdego dnia spotykał innych pielgrzymów. Bliżej poznawali się w schroniskach. Ich historie były niezwykłe. Dana – Niemka, w drogę wyruszyła z domu i była w trasie już 150 dni. Z kolei Gilles z Francji wędrował 4 miesiące. Z powodu chorego kręgosłupa swój bagaż ciągnął na specjalnie skonstruowanym wózku.
– Trudno mi wymienić wszystkie narodowości pielgrzymów. Byli to ludzie ze Stanów Zjednoczonych, Kanady, Korei, Argentyny Brazylii, Wenezueli, Republiki Południowej Afryki i całej Europy – wspomina.
Po drodze odwiedził miejscowość Melide, gdzie szlak Camino Primitivo łączy się ze szlakiem francuskim, którym szedł 12 lat temu. Miasto słynie z restauracji serwujących ośmiornicę po galicyjsku. – Większość z wędrujących Camino de Santiago nie odmawia sobie przyjemności skosztowania tego rarytasu – mówi.
Do Santiago de Compostela dotarł 27 października. Z innymi pielgrzymami udał się do biura katedry, gdzie na podstawie jego paszportu pielgrzyma z trasą udokumentowaną pieczątkami wypisano i wręczono mu tzw. campostelkę czyli certyfikat ukończenia Camino de Santiago. Spotkał tam sporą grupę z Polski - Run to Santiago de Campostela. Byli to pielgrzymi-biegacze z Brodnicy. Okazało się, że z niektórymi wcześniej startował na różnych biegach i maratonach. Przebiegli w sztafecie ponad 3 i pół tysiąca kilometrów w akcji charytatywnej z Polski do Santiago de Campostela. Dedykowali ją 31-letniej Magdalenie Janke z Brodnicy. Celem akcji jest zebranie dla niej pieniędzy na kupno mieszkania znajdującego się na parterze. Kobieta od urodzenia choruje na mózgowe porażenie dziecięce i niedowład spastyczny czterokończynowy. Z rodziną od zawsze mieszka na trzecim piętrze jednego z brodnickich bloków.
W katedrze św. Jakuba Grzegorz Koziara wziął udział w mszy w intencji pielgrzymów.
– Nigdy wcześniej nie widziałem takich emocji, jak na twarzach pielgrzymów. Tradycją jest okadzanie przybyłych, żeby odświeżyć zapach w katedrze. Przez wieki pielgrzymi nie mieli okazji skorzystać po drodze z łazienek. Specjalne powołanie do tego celu bractwo kołysze pod sklepieniem katedry największą kadzielnicę świata zwaną Botafumeiro. Waży ok. 90 kg – opowiada.
Grzegorz Koziara podkreśla, że celem była dla niego sama droga. – Codziennie rano zakładałem swój plecak z przywiązaną muszlą, jak każe tradycja i szedłem. Podczas drogi uświadomiłem sobie jak mało w życiu jest potrzebne: 6 kg na plecach, dobre buty, butelka wody, którą napełnia się w górskich potokach. Idziesz, cieszysz się drogą, górami, zapachem lasów, łąk, widokiem krów, owiec, rumaków pasących się samopas – wspomina.
Dlatego kiedy zbliżał się do końca wędrówki, miał mieszane uczucia. Cieszył się, że spotka się z przyjaciółmi ze szlaku i będą świętować.
– Z drugiej strony myśl, że moja droga, moje Camino, które było celem tej wędrówki niestety się kończy, nie wywoływała u mnie entuzjazmu. Ale nadal cieszyłem się, że jeszcze przez kilka dni mogłem przeżywać i napawać się jej pięknem i duchowością – przyznaje.
[FOTORELACJA]27291[/FOTORELACJA]
Czytaj także:
Pracownicy stają w obronie dyrektora. Proszą o wsparcie protestu