Zamknij

Ich życie uratował przeszczep

00:00, 12.06.2016 . Aktualizacja: 11:46, 17.09.2024
Skomentuj Fot. Hanna Kampa Fot. Hanna Kampa

Justyna Wandzik z Bytomia i Patryk Koczyba z Lublińca mają ze sobą wiele wspólnego. Są wolontariuszami Fundacji Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu. Są też rówieśnikami, mają po 22 lata. Łączy ich jeszcze jedna ważna sprawa - obydwoje otarli się o śmierć. Ich życie uratował przeszczep serca.

Artykuł ukazał się w tygodniku Gwarek w 2016 r.

Wszystko zaczęło się zimą 2010 roku. Patryk miał wtedy 16 lat. Złapał grypę. Duszności nie pozwalały leżeć, zmuszały do spania na siedząco. Po krótkim leczeniu pojechał na obóz narciarski. Tam było tylko gorzej. Chłopak nie umiał bez odpoczynku przejść 300 metrów. Po powrocie lekarz zlecił pilny rentgen klatki piersiowej. Okazało się, że w okolicy płuc gromadzi się woda. Zdiagnozowano zapalenie, a w końcu gruźlicę. W końcu zdecydowano się na rezonans magnetyczny. - Okazało się, że mam wadę wrodzoną serca, którą uaktywniła niedoleczona grypa - mówi.

Patryk cierpiał na kardiomiopatię rozstrzeniowią. Początkowo leczono go farmakologicznie. Gdy praca serca się ustabilizowała i odłączono kroplówkę z dopaminą, narząd po 15 min wracał do fatalnego stanu. Ostatecznie uznano, że konieczny będzie przeszczep. - Byłem w bardzo złym stanie. Męczyłem się nawet przy jedzeniu. Dwa dni po tym, jak podpisałem zgodę na przeszczep, wywieziono mnie na blok operacyjny. Było to 1 kwietnia sześć lat temu. Wiem, że dostałem serce 23-letniego chłopaka wspomina Patryk. Po miesięcznej rehabilitacji w szpitalu, wrócił do domu i... zaczął normalne życie.

- Wkręciłem się w działalność Stowarzyszenia Transplantacji Serca w Zabrzu. Moja kondycja była dobra, zacząłem jeździć na zawody sportowe, na których propagowałem ideę transplantacji. Zaangażowałem się też w działalność Polskiego Stowarzyszenia Sportu po Transplantacji. Brałem udział w Mistrzostwach Europy dla Osób po Transplantacji i Dializowanych. Jeździłem również na zawody narciarskie, zdobyłem mistrzostwo Polski w slalomie gigancie w swojej kategorii - wymienia.

Z Justyną było zgoła inaczej. Miała 9 lat, kiedy przypadkowo okazało się, że ma poważnie chore serce. - W szkole zorganizowano biały tydzień, podczas którego poddałam się badaniom. Po nich kazano mi się zgłosić do kardiologa. Ten wykrył kardiomiopatię przerostową, co oznaczało, mówiąc w dużym uproszczeniu, że mam za duże serce - opowiada. Do 13 roku życia wszystko było w porządku. Justyna leczyła się farmakologicznie. Potem wszczepiono jej kardiowerter, który wykrywa arytmię i przywraca prawidłową pracę serca. Dwa lata później stan dziewczyny pogorszył się. Jej serce dwukrotnie się zatrzymało. Zaczęto mówić o przeszczepie. W końcu wyniki badań nie pozostawiały już żadnych złudzeń.

- Nie chciałam zgodzić się na przeszczep. Bałam się, że nie wrócę do normalnego życia, że serce się nie przyjmie. Poza tym czułam, że mój organizm dobrze funkcjonuje. Mogłam jeździć na rowerze, pływać. Nie wierzyłam lekarzom, że jest aż tak źle. Długo mnie przekonywano. W końcu, gdy tata się rozpłakał i powiedział, że nie chce stracić córki, ugięłam się. Trafiłam na pilną dziecięcą listę osób do przeszczepu. Trzy tygodnie później zadzwonił telefon, że jest dla mnie serce. W nocy przeprowadzono operację - wspomina bytomianka.

Pierwszy rok po przeszczepie był dla Justyny bardzo trudny. W czasie leczenia organizm zaatakowała bakteria. To sprawiło, że prawie przez rok właściwie mieszkała w szpitalu. Dopiero później powoli zaczęła wracać do zdrowia. We wrześniu minie 5 lat od przeszczepu. - Dowiedziałam się, że noszę w sobie serce 23-letniego chłopaka. Nic więcej nie wiem o dawcy. Chciałabym chociaż wiedzieć, gdzie leży jego grób, by móc przynajmniej raz w roku zapalić na nim świeczkę - mówi Justyna.

Osoby po przeszczepach muszą szczególnie o siebie dbać. Są bardziej narażone na infekcje. - Nasz znajomy zmarł po 11 latach od przeszczepu, inny kolega żyje z nowym sercem już 24 lata. Długość życia po przeszczepie jest sprawą indywidualną. Faktem jest, że leki immunosupresyjne, które musimy zażywać wyniszczają organizm - informuje Justyna. Mimo to zarówno Justyna jak i Patryk nie myślą na co dzień o tym, że mają w sobie czyjeś serce. Uczestniczą w życiu fundacji, uświadamiając ludziom, że organy jednego człowieka mogą uratować nawet sześć ludzkich istnień.

Hanna Kampa

(.)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%