Zostało mało czasu!
0
0
dni
0
0
godzin
0
0
minut
0
0
sekund
Daj bliskim chwilę,
którą zapamiętają
Kup prezent
Zamknij

Great Line i ich "Słowa"

00:00, 03.05.2016 Aktualizacja: 20:56, 02.10.2025
Skomentuj

Muzyce poświęcają się z pełnym zaangażowaniem i dlatego, mimo młodego wieku, mogą pochwalić się sporymi osiągnięciami. Zespół Great Line z Kalet wydał w lutym debiutancką płytę \"Słowa\". O muzyce, najbliższych planach i o tym, czy będzie można zobaczyć ich w Tarnowskich Górach, opowiada wokalista zespołu Dawid Nagiet.

— Pierwszy koncert promujący płytę zagraliście na początku marca w Miejskim Domu Kultury w Kaletach. Jak was przyjęto?

— W pewnym momencie zabrakło mi ze wzruszenia głosu. Publiczność pomogła mi dokończyć utwór. Było bardzo dużo ludzi, sala był wypełniona po brzegi, za co wszystkim dziękujemy. Zauważyliśmy, że przekrój wiekowy jest naprawdę szeroki: były kilkuletnie dzieci i osoby w wieku 60 lat. To dla nas ważne miejsce, bo tam zaczynaliśmy karierę. Chciałem, żeby atmosfera była domowa, wystąpił m.in. mój dobry znajomy Fabian Kowolik. Koncert był udany, życzylibyśmy sobie, żeby każdy kolejny taki był.

Od dawna chcieliście wydać płytę?

— Kiedy sześć lat temu zaczynaliśmy nikt o tym nie myślał. Spotykaliśmy się dla zabawy, zabicia czasu. Pomysł wydania płyty pojawił się po naszym występie w telewizji — nie mieliśmy nic do stracenia, a wiele dobrego działo się wokół nas.

— Planujecie trasę koncertową?

— Na razie skupiamy się na promocji płyty. Plan trasy koncertowej już jest i w kwietniu pojawi się na naszym profilu na Facebooku. Może nie będziemy występować co tydzień, ale koncertów będzie sporo. Zaczniemy w maju, na Śląsku na pewno zagramy w Gliwicach podczas Igrów. Mam nadzieję, że wystąpimy w Tarnowskich Górach, bo lubimy tu grać. Z miastem wiąże się anegdota, bo pierwszy koncert zagraliśmy w "Ekonomiku". To był szkolny występ, musieliśmy wnosić głośniki na aulę, która jest na samej górze, więc kiedy mieliśmy grać, już nie mieliśmy sił. Ale wystąpiliśmy, było dużo dziewczyn, bardzo nam się podobało. Mam nadzieję, że będzie okazja spotkać się ponownie, może podczas Gwarków?

Great Line działa od sześciu lat. Czy wasza muzyka bardzo się zmieniła w tym czasie? Jak można określić wasz styl?

— Na początku istnienia graliśmy wszystko, łącznie z coverami. Teraz nasz styl można określić jako studenckiego rocka. Bardzo lubimy zespoły Akurat i Happysad, co pewnie słychać. Ale nie kopiujemy ich, gramy podobnie, bo czujemy się z tym dobrze. Wiadomo, że nasza muzyka z biegiem czasu się zmienia, np. kawałek "Dziewczyna made in Poland" na początku brzmiał zupełnie inaczej, niż w wersji płytowej. Numer jest bogatszy w dźwięki, wkrótce powstanie do niego teledysk.

Co przesądziło o tym, że młody zespół doszedł tak daleko: koncerty, własna płyta, teledyski?

— Nie można się poddawać, my też nie poprzestaliśmy na występie w telewizji, jednym czy drugim koncercie, ale cały czas staramy się robić coraz lepszą muzykę. Great Line istnieje 6 lat, z czego od dwóch lat funkcjonujemy na poważnie. Cztery lata spotykaliśmy się bezinteresownie. Było mnóstwo prób z pozoru nieefektywnych: graliśmy przez kilka godzin jeden numer i potem stwierdzaliśmy, że jest do niczego. Nie był to stracony czas, bo nauczyliśmy się, czego unikać.

— Jak zmieniał się skład Great Line w czasie tych sześciu lat?

— Z oryginalnego zostałem tylko ja i perkusista Tomek Breguła. Zaczynaliśmy w trójkę, z basistą Kamilem Kubicą, potem pojawiali się inni. Skład się zmieniał, nie chodziło o roszady zespołowe, wyrzucanie kogoś. Muzycy odchodzili z powodu zobowiązań związanych z maturą, szkołą, rodziną. Początkiem poważnego Great Line był występ w programie telewizyjnym Must Be The Music. Od tego momentu zmienił się tylko basista. Kamil nie gra z nami z przyczyn osobistych, dalej się z nim przyjaźnimy i jest naszym największym fanem. Godnie zastępuje go Remigiusz Potempa — jest ambitny i oby grał z nami długo. Ostatnio doszedł Przemek Ozga i Kamil Kulej, czyli sekcja dęta. Na początku zakładaliśmy, że pojawią się sesyjnie lub na większych koncertach, ale dobrze się z nimi współpracuje, mają pomysły, angażują się, stwierdziliśmy, czemu nie dać im szansy.

O Great Line mówiło się, że to zespół koszęcińsko-kaletański. Dalej tak jest?

— W tej chwili to raczej Kalety, Koszęcin i reszta świata. Ale zawsze będę podkreślał, że jesteśmy zespołem z Kalet. Tam zaczynaliśmy i tam dostaliśmy wielką pomoc ze strony Urzędu Miejskiego, burmistrza Klaudiusza Kandzi oraz dyrektora MDK Mariana Lisieckiego. Dali nam w MDK nieograniczony czas na próby: mogliśmy grać kiedy mamy ochotę i czas. Bez opłat np. za prąd, a byliśmy w wieku szkolnym i było to dla nas bardzo istotne. Mieliśmy ze strony miasta również wsparcie promocyjne: mogliśmy się pokazać na Dniach Kalet, ale też zagrać w partnerskim mieście Ustroń. I wreszcie pomoc finansowa, bez której nie istnielibyśmy dzisiaj. Kupiliśmy lepsze instrumenty i dokończyli nagrywanie płyty. W obecnym składzie tylko Tomek jest z Kalet, ale cały zespół czuje się tam jak w domu i wracamy tam z miłą chęcią.

Czy występ telewizyjny był dla was przełomem? I jaka jest siła telewizji w czasach internetu?

— Przyznajemy się, że gdyby nie ten występ, nie wiemy, co by z nami było. Mogliśmy zauważyć, że ktoś nas docenia i nasza muzyka może trafić do szerszej publiczności. Występ w telewizji polecam każdemu zespołowi: nie można bać się pokazać i trzeba przestać grać tylko w garażach. Nawet jeśli opinia jurorów i ludzi nie do końca jest taka, jaką chcielibyśmy usłyszeć, to warto z tego wyciągnąć wnioski. Internet ma plusy i minusy, ale może zabić niesamowite talenty. Sam odkrywam w nim świetnych, inspirujących artystów, którzy nie przekraczają 200, 300 wyświetleń. W internecie łatwo się pokazać, ale dopóki nie mamy miliona wyświetleń, gubimy się w nim.

— Stresowaliście się występem?

— Nie pamiętam naszego występu w telewizji, zobaczyłem go dopiero w domu. To było ogromne przeżycie i stres, ale budujący. Z naszych pierwszych telewizyjnych występów wyciągamy wnioski i staramy się poprawiać niedociągnięcia. Przywiązujemy większą wagę do tego, co powiedzą ludzie i na nasze występy, czy teledyski staramy się spojrzeć od strony publiczności. Wobec słuchaczy i fanów musimy być pokorni, bez tego dystansu łatwo się zgubić.

— Myślicie już o następnej płycie?

— Muzycznie będzie podobna, ale tekstowo to będzie inny biegun niż "Słowa", bardziej niegrzeczna. Na razie nie zaprzątamy sobie tym głowy. Skupiamy się na "Słowach" i z tą płytą pojedziemy w Polskę. Potem postaramy się o to, żeby fani zbyt długo nie czekali na kolejną. Spotkaliśmy się z określeniem, że jesteśmy komercyjni. Staramy się robić swoje i to jak najlepiej. Jeśli to się podoba i sprzedaje, to być może z czasem robi się komercyjne. Wszystkich czytelników "Gwarka" zachęcam do słuchania naszej płyty i zapraszam na naszego Facebooka. Ponieważ rozmawiamy w Dzień Kobiet życzę wszystkim dziewczynom, żeby zawsze były "made in Poland".

Rozmawiała: Alicja Jurasz

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarze (0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%