Zamknij

Jest parking, nie ma ścieżki do Bramy Gwarków. Gmina: będzie wersja uboższa

07:25, 28.07.2023 aj
Skomentuj Powstał parking, ścieżka wciąż jest w sferze planów. Fot. Archiwum UG w Zbrosławicach/Gwarka Powstał parking, ścieżka wciąż jest w sferze planów. Fot. Archiwum UG w Zbrosławicach/Gwarka

Jest parking, nie ma ścieżki. Chodzi o dojście do wylotu sztolni Fryderyk czyli Bramy Gwarków. Gmina Zbrosławice, która miała wybudować ścieżkę wzdłuż Dramy, musi zmienić plany. 

Ścieżka ma biec od parkingu w Ptakowicach aż do wylotu sztolni Fryderyk. Parking dla 39 samochodów i 2 autokarów powstał w ubiegłym roku. Tyle, że to parking w polu, bo samej ścieżki jeszcze nie ma. A gmina Zbrosławice jest zmuszona do zmiany planów.

Problemem są pieniądze na budowę. Według planu finansowanie w dużej mierze miało leżeć po stronie samorządu wojewódzkiego. Na razie pieniędzy wystarczyło tylko na parking.

- Zmienimy projekt ścieżki do wylotu Dramy. Najważniejsze, żeby skomunikować parking z wylotem sztolni Fryderyk. Zdecydujemy się na uboższą wersję, przypominającą ścieżkę w Kamieńcu. Chcemy robić to etapami  Budowa w takim kształcie, w jakim planowaliśmy, może teraz kosztować 5 mln zł - mówiła wicewójt Katarzyna Sosada. 

Pierwotnie w planach miała być  drewniana ścieżka przyrodniczo-dydaktyczna, na wysokości 40-50 cm ponad poziomem terenu, żeby zapewnić przejście pod nią małym zwierzętom. W jednym miejscu miała wchodzić nad Dramę.

 Miał też powstać mostek w miejscu, gdzie do rzeki wpływają wody ze sztolni oraz dwie wiaty rekreacyjne.

Odtworzono basen roznosu sztolni

Pierwszym etapem prac było odtworzenie basenu roznosu Sztolni Fryderyk i umocnienie zakola rzeki Dramy. Kosztowały 1,2 mln zł. Gmina dostała dofinansowanie w wysokości 800 tys. zł z Urzędu Marszałkowskiego Województwa Śląskiego, resztę dołożyła z własnego budżetu.

Z parku Repeckiego do Bramy Gwarków - wylotu Sztolni Głębokiej Fryderyk można dotrzeć czerwonym szlakiem. Wycieczkę można rozpocząć przy szybie Ewa. Do pokonania jest około 1,5 km. Po drodze można zobaczyć także ruiny mało znanego szybu Adam.

Czytaj także:

Eksplozja i włamanie do bankomatu. Straty to kilka tysięcy złotych

Ścieżki rowerowe. Czy można po nich jeździć?

[ZT]42804[/ZT]

 

(aj)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(5)

JorgusJorgus

2 2

Kiedys nie bylo "sciezki dytaktycznej " a chodzilo sie ze Zbroslawic z Brödki do Friedlichstollen,na Brödce sie wykapalo,na Glacy zagralo fusbal a na sztolnia sie polecialo.To byly czasy.Pozdrawiam wszystkich co pamietaja te czasy! 09:04, 28.07.2023

Odpowiedzi:2
Odpowiedz

Krzysztof_Krzysztof_

0 3

Było nas jedenaścioro, mieszkaliśmy w jeziorze... na śniadanie matka kroiła wiatr, ojca nie znałem, bo umarł na raka wątroby, kiedy zginął w tragicznym wypadku samochodowym, po samospaleniu się na imieninach u wujka Eugeniusza. Wujka Eugeniusza zabrało NKWD w 59. Nikt nie narzekał.

Wszyscy należeliśmy do hord i łupiliśmy okolicę. Konin, Szczecin i Oslo stały w płomieniach. Bawiliśmy się też na budowach. Czasem kogoś przywaliła zbrojona płyta, a czasem nie. Gdy w stopę wbił się gwóźdź, matka odcinała stopę i mówiła z uśmiechem, "masz, kurna, drugą, nie"? Nie drżała ze strachu, że się pozabijamy. Wiedziała, że wszyscy zginiemy. Nikt nie narzekał.

Z chorobami sezonowymi walczyła babcia. Do walki z gruźlicą, szkorbutem, nowotworem i polio służył mocz i mech. Lekarz u nasbywał. Chyba że u babci – po mocz i mech. Do lasu szliśmy, gdy mieliśmy na to ochotę. Jedliśmy jagody, na które wcześniej nasikały lisy i sarny. Jedliśmy muchomory sromotnikowe, na które defekowały chore na wściekliznę żubry i kuny. Nie mieliśmy hamburgerów – jedliśmy wilki. Nie mieliśmy czipsów – jedliśmy mrówki. Nie było wtedy coca-coli, była ślina niedźwiedzi. Była miesiączka żab. Nikt nie narzekał.

Gdy sąsiad złapał nas na kradzieży jabłek, sam wymierzał karę. Dół z wapnem, nóż, myśliwska flinta – różnie. Sąsiad nie obrażał się o skradzione jabłka, a ojciec o zastąpienie go w obowiązkach wychowawczych. Ojciec z sąsiadem wypijali wieczorem piwo — jak zwykle. Potem ojciec wracał do domu, a po drodze brał sobie nowe dziecko. Dzieci wtedy leżały wszędzie. Na trawnikach, w rowach melioracyjnych, obok przystanków, pod drzewami. Tak jak dzisiaj leżą papierki po batonach. Nie było wtedy batonów, dzieci leżały za to wszędzie. Nikt nie narzekał.

Latem wchodziliśmy na dachy wieżowców, nie pilnowali nas dorośli. Skakaliśmy. Nikt jednak nie rozbił się o chodnik. Każdy potrafił latać i nikt nie potrzebował specjalnych lekcji, aby się tej sztuki nauczyć. Nikt też nie narzekał.

Zimą któryś ojciec urządzał nam kulig starym fiatem, zawsze przyspieszał na zakrętach. Czasami sanki zahaczyły o drzewo lub płot. Wtedy spadaliśmy. Czasem akurat wtedy nadjeżdżał jelcz lub star. Wtedy zdychaliśmy. Nikt nie narzekał.

Siniaki i zadrapania były normalnym zjawiskiem. Podobnie jak wybite zęby, rozprute brzuchy, nagły brak oka czy amatorskie amputacje. Szkolny pedagog nie wysyłał nas z tego powodu do psychologa rodzinnego. Nikt nas nie poinformował jak wybrać numer na policję (wtedy MO), żeby zakablować rodziców. Pasek był wtedy pomocą dydaktyczną, a od pomocy, to jeszcze nikt nie umarł. Ciocia Janinka powtarzała, "lepiej lanie niż śniadanie". Nikt nie narzekał.

Gotowaliśmy sobie zupy z mazutu, azbestu i Ludwika. Jedliśmy też koks, paznokcie obcych osób, truchła zwierząt, papier ścierny, nawozy sztuczne, oset, mszyce, płody krów, odchody ryb, kogel-mogel. Jak kogoś użarła pszczoła, to pił 2 szklanki mleka i przykładał sobie zimną patelnię. Jak ktoś się zadławił, to pił 3 szklanki mleka i przykładał sobie rozgrzaną patelnię. Nikt nie narzekał.

Nikt nie latał co miesiąc do dentysty. Próchnica jest smaczna. Kiedy ktoś spuchł od bolącego zęba, graliśmy jego głową w piłkę. Mieliśmy jedną plombę na jedenaścioro. Każdy ją nosił po 2-3 dni w miesiącu. Nikt nie narzekał.

Byliśmy młodzi i twardzi. Odmawialiśmy jazdy autem. Po prostu za nim biegliśmy. Nasz pies, MURZYN, był przywiązany linką stalową do haka i biegł obok nas. I nikomu to nie przeszkadzało. Nikt nie narzekał.

Wychowywali nas gajowi, stare wiedźmy, zbiegli więźniowie, koledzy z poprawczaka, woźne i księża. Nasze matki rodziły nasze rodzeństwo normalnie – w pracy, szuwarach albo na balkonie. Prawie wszyscy przeżyliśmy, niektórzy tylko nie trafili do więzienia. Nikt nie skończył studiów, ale każdy zaznał zawodu. Niektórzy pozakładali rodziny i wychowują swoje dzieci według zaleceń psychologów. To przykre. Obecnie jest więcej batonów niż dzieci.

My, dzieci z naszego jeziora, kochamy rodziców za to, że wtedy jeszcze nie wiedzieli jak nas należy „dobrze" wychować. To dzięki nim spędziliśmy dzieciństwo bez słodyczy, szacunku, ciepłego obiadu, sensu, a niektórzy – kończyn.

Nikt nie narzekał. 10:31, 28.07.2023


XXXXXX

1 1

Tęsknota za szwabami ??? 12:42, 28.07.2023


reo

JorgusJorgus

0 1

Szkoda mi cie dziolcha ale mosz trocha trumy bojowej! 11:02, 28.07.2023

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

Brawo Wy Brawo Wy

1 0

Gmina Zbrosławice jako jedyna nie posiada kanalizacji, mieszkańcy mają nieszczelne szamba jedynie nieliczni oczyszczalnie biologiczne za to mamy piękny parking w polu za 1,2 mln zl 23:07, 28.07.2023

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

0%