Zamknij

Z rodziną dobrze wychodzi się tylko na zdjęciach i my jesteśmy tego przykładem - mówi bohaterka kolejnego tekstu z cyklu "Wakacyjny horror"

18:04, 30.07.2020 A.G
Skomentuj

Z rodziną dobrze wychodzi się tylko na zdjęciach i my jesteśmy tego żywym przykładem - przyznaje pani Iwona. I dodaje, że jedynym miłym wspomnieniem zeszłorocznych wakacji z teściami są fotografie zrobione na jednej z nadbałtyckich plaż.

To były chyba najbardziej wyczekiwane wakacje. Niespełna rok po urodzeniu drugiego dziecka 31-letnia pani Iwona (dane osobowe czytelniczki zostały zmienione) marzyła już tylko o tym, by odpocząć od domu, gotowania i zmienić otoczenie. Wybór padł na polskie morze, bo oboje z mężem obawiali się podróży samolotem z 6-letnią córką i 10-miesięcznym synem.

– I wtedy pojawiła się propozycja wyjazdu z teściami. Mąż przekonywał, że tak będzie łatwiej i bezpieczniej. Zwłaszcza że rok wcześniej w czasie wakacji córka miała drobny wypadek i spędziliśmy kilka godzin na SORze. Na szczęście skończyło się tylko na stłuczeniu, ale co zrobilibyśmy wtedy z niemowlakiem? – opowiada czytelniczka.

– Od razu uprzedzę pani pytanie – nie szukaliśmy opiekunki, która zajmie się maluchami, kiedy pójdziemy na imprezę. Wręcz przeciwnie, niechętnie oddaję dzieci pod opiekę innych. Chciałam, żebyśmy mogli spędzić czas razem. Wtedy nawet nie spodziewałam się, co mnie czeka.

Szkoda dnia!

Relacje pani Iwony z teściową były poprawne. Dotychczas spotykały się raz na 2-3 tygodnie i wizyty upływały na zabawie dziadków z wnukami. Drobne uwagi dotyczące opieki nad dziećmi czy prowadzenia domu młoda mama puszczała mimo uszu – i robiła swoje. Planowanie wspólnego wyjazdu też poszło gładko: analiza kilku ofert, rozmowa o lokalizacji, zakwaterowaniu, podział kosztów. Wystarczyło się spakować i wyruszyć w drogę.

– Na miejsce przyjechaliśmy pod wieczór. Wyczerpani położyliśmy się wcześniej. Nie spodziewałam się, że następnego dnia obudzi mnie głośno grające radio... – wzdycha pani Iwona. – Spojrzałam na komórkę, była 6.30. Godzinę wcześniej nakarmiłam synka, którego potem zwykle udawało mi się jeszcze na trochę uśpić. Ale nie tym razem, bo "szkoda dnia"...

Na śniadanie poszli nieprzytomni i głodni, bo restaurację otwierano o 8 rano. Po mocnej kawie powróciła nadzieja na udany urlop, zwłaszcza że pogoda dopisywała. Pani Iwona z mężem i dziećmi czym prędzej ruszyła na plażę.

– Teściowie mieli dołączyć później. I tak też było – kiedy udało nam się rozłożyć parawan, namiocik dla dzieci, leżaki i zabawki, za plecami usłyszałam okrzyk oburzenia teściowej. Potem nastąpił wykład na temat kierunku wiatru nad morzem i lista argumentów, dlaczego wszystko trzeba natychmiast przestawić. Dla świętego spokoju mąż posłuchał, chociaż ja już czułam, jak ciśnienie podchodzi mi do głowy – opowiada pani Iwona.

– Potem było tylko gorzej. Uwagi dotyczące sposobu zabawy dzieci, kosmetyków z filtrem UV (bo to "sama chemia"), tego że za długo w wodzie, że za zimno, żeby córka biegała w krótkich spodniach i dlaczego zamiast warzyw na drugie śniadanie jej wnuczka je drożdżówkę z jagodami. Po 40 minutach byłam wyczerpana, bolała mnie głowa od nieustającego monologu i miałam ochotę się rozpłakać, bo właśnie dotarło do mnie, że tak może wyglądać mój wymarzony urlop. Całe 12 dni.

Dla dobra dzieci

Atmosfera w apartamencie pani Iwony gęstniała z godziny na godzinę. Po 2 dniach pozostało jej już niewiele cierpliwości, z początku dziękowała za rady zaznaczając, że jednak postąpi inaczej, potem stała się bardziej zdecydowana, w końcu okazało się, że nawet ostra riposta nie przynosi żadnych efektów. Teściowa była niewzruszona – "przecież to tylko dla dobra dzieci".

– Postanowiliśmy więcej czasu spędzać osobno i odpocząć od teściów, pod pozorem dania im czasu na odpoczynek od dzieci. Niestety, propozycja spotkała się z kolejnym oburzeniem, jako próba porzucenia babci i dziadka na pastwę losu. Byliśmy na siebie skazani – od 6.30 rano do wieczora – wzdycha pani Iwona.

– Kolejnym punktem zapalnym była kwestia gotowania.  Co prawda wykupiliśmy noclegi ze śniadaniem, jednak aneks kuchenny zamierzałam wykorzystywać tylko ze względu na dzieci. Absolutnie nie planowałam gotować obiadów, stać przy garach i tracić czas w kuchni. Razem z mężem ustaliliśmy, że będziemy jedli w restauracjach, a ja odpocznę. Niestety, teściowa miała inne plany. Nie tylko nie uznawała "śmieciowego jedzenia z knajpy", ale też nie wyobrażała sobie dnia bez dwudaniowego obiadu. I to nie tylko dla siebie i swojego męża, ale przede wszystkim dla swoich wnuków i syna.

Napięcie udzielało się wszystkim. Czytelniczka coraz częściej sprzeczała się z mężem, który postawiony między młotem a kowadłem próbował łagodzić konflikty, ale w końcu sam miał już tylko ochotę na samotny spacer – im dalej tym lepiej.

Pusty pokój

Sądny dzień nadszedł po 5 dobach intensywnych wspólnych wakacji. Pani Iwona już nie pamięta, o co konkretnie poszło. Najwyraźniej, jak to zwykle bywa, wystarczył jeden mały komentarz, by lawina ruszyła. Po kilkunastu minutach krzyków i wzajemnych pretensji mąż czytelniczki został postawiony przed koniecznością dokonania wyboru i opowiedzenia się po którejkolwiek ze stron. I oświadczył mamie, że za żoną stoi murem i to się nie zmieni.

– Teściowa trzasnęła drzwiami i wyszła. My też postanowiliśmy pójść na spacer i na obiad, żeby ochłonąć. Kiedy wróciliśmy, auta teściów już nie było. Zastaliśmy pusty pokój, komplet kluczy na parapecie i zmieszaną właścicielkę ośrodka, która nie wiedziała, co się wydarzyło – opowiada pani Iwona.

Reszta urlopu przebiegła spokojniej, choć w niezbyt miłej atmosferze. Pojawiły się wątpliwości, pytania czy można było inaczej rozwiązać konflikt, który z biegiem czasu okazał się poważniejszy, niż można było przypuszczać. Od feralnych wakacji minął już rok i od tego czasu pani Iwona nie widziała teściów, podobnie jak jej mąż i dzieci.

– Próbowaliśmy kontaktować się po powrocie, podobnie przy okazji urodzin czy świąt. Bezskutecznie. W końcu otrzymaliśmy dobitną odpowiedź, że teściowa kontaktu sobie nie życzy, a teść jak zwykle stoi za nią murem. Widać to po nim mąż odziedziczył tę lojalność – gorzko uśmiecha się pani Iwona.

I dodaje, że żałuje jednego błędu – decyzji o wspólnym wyjeździe. I choć z boku może wydawać się, że wystarczy przecież szczerze porozmawiać i ustalić pewne zasady, to "w praniu" często okazuje się to niemożliwe.

W tym roku pani Iwona znowu spędzała wakacje nad Bałtykiem, z mężem i dziećmi. Tym razem wybrała zachodnie wybrzeże. Na jednym ze spacerów, na deptaku, chciała kupić pocztówkę i wysłać pozdrowienia do teściów, może z rysunkiem od wnuków? Ale zrezygnowała, bo nie była pewna, jak teściowa to odbierze – a może właśnie dlatego, że dokładnie wiedziała, jak zareaguje.

 

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(1)

PismakPismak

0 2

Wiemy, kim jest pani Iwona, wkrótce ujawnimy jej nazwisko i teściowej też. Niech się jawnie wyszarpią za kudły. W kręgach zbliżonych do Radia Erewań znają te sposoby rozszyfrowywania nazwisk zachowanych do wiadomości redakcji. 08:21, 31.07.2020

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

reo
0%