To może być ranna sarna, ale też potrącony jeż, osłabiony ptak czy nietoperz na korytarzu. Gdzie szukać pomocy dla dzikiego zwierzęcia? Osoby, które znalazły się w takiej sytuacji, zwykle są odsyłane od jednej instytucji do drugiej. Brak numeru telefonu, jasnych wytycznych.
W Sosnowcu z początkiem roku uruchomiono całodobowy telefon, pod którym można zgłaszać interwencje związane z dzikimi zwierzętami. Miasto ma też umową nie tylko z lecznicą weterynaryjną, ale i ośrodkiem rehabilitacji, gdzie zwierzęta mogą wrócić do pełni sił. Podobnie jest w Bytomiu. Działa tam całodobowa obsługa weterynaryjną dla rannych zwierząt, która zapewnia im transport. W Tarnowskich Górach i powiecie trudno o jasne wytyczne.
– Niestety, przepisy są zawiłe w temacie udzielania pomocy dzikim zwierzętom i gminy nie chcą brać odpowiedzialności. Ale jest też ustawa o samorządzie gminnym, tam jest wpisana ochrona przyrody. Na tej podstawie niektóre samorządy pomagają dzikim zwierzętom. Przykładem może być Bytom – mówi tarnogórzanka (dane do wiad. red).
Od wielu lat opiekuje się zwierzętami – domowymi i dzikimi. Jednym z nich był mazurek, który przez kilka miesięcy mieszkał w dziale warzywnym w markecie Carrefour. Udało się go uratować dzięki jej interwencji. Wzywane na miejsce firmy prywatne tylko ptaka straszyły, a jego dalszy los stał pod znakiem zapytania.
Rehabilitacja jest kluczowa
Urząd Miejski w Tarnowskich Górach nie zajmuje się poszkodowanymi i rannymi dzikimi zwierzętami. Odsyła w tej sprawie do starostwa powiatowego. Powiat informuje o 92 interwencjach w ubiegłym roku, na które przeznaczono 19 tys. zł. W 2021 roku zarezerwowano 20 tys. zł. Zwierzęta trafiają do lecznicy w Zbrosławicach. Ani na stronie urzędu miejskiego, ani starostwa nie jest łatwo znaleźć informację, gdzie zgłaszać interwencje z udziałem dzikich zwierząt.
Starostwo nie ma też podpisanej umowy z ośrodkiem rehabilitacji dzikich zwierząt. Takie miejsca do ratowania ich życia są kluczowe. Powrót do zdrowia może trwać kilka dni, miesiąc, a czasami dłużej. Wypuszczanie zwierzęcia na wolność od razu po tym, jak trafiło do lecznicy, można porównać do pacjenta, który trafił na SOR, a po udzieleniu pomocy został wypisywany niezależnie od obrażeń i kondycji. – Rehabilitacja dzikiego zwierzęcia może trwać nawet rok. W przychodni nie ma takiej możliwości – dodaje tarnogórzanka. Interesowała się, jak wygląda instytucjonalna pomoc na naszym terenie. – Zwierzęta są zawożone do lecznicy w Zbrosławicach. Do tego momentu jest w porządku. Co się dzieje potem? Ustaliłam, że najczęściej są puszczane wolno – mówi. Próbowaliśmy dowiedzieć się w lecznicy. Wysłaliśmy e-maila z pytaniem: Co dzieje się z zwierzętami - zakładając, że przeżyły, ale wciąż są osłabione (np. w przypadku ptaków, jeży). Czy mają państwo ośrodek rehabilitacji, z którym współpracujecie? Gdzie są przekazywane? Nie dostaliśmy odpowiedzi.
Dobre standardy w Bytomiu
Tarnogórzanka dzikie zwierzęta wozi do Leśnego Pogotowia dla Zwierząt Jacka Wąsińskiego w Mikołowie. Od ponad dekady współpracuje z nim miasto Bytom, które rocznie przekazuje na pomoc dzikim zwierzętom od 13 do 15 tys. zł. Płatność jest w formie ryczałtu, bez względu na ilość przyjętych zwierząt.
– Rocznie do tego ośrodka trafia ok. 100 rannych, dzikich zwierząt. Najczęściej są to ptaki, często także małe ssaki: wiewiórki, jeże, lisy, zające i nietoperze i większe: sarny, dziki. Zwierzęta te z reguły albo są ranne, albo młode, wymagające opieki. Po okresie rehabilitacji, jeśli stan danego zwierzęcia na to pozwala, wracają do natury – informuje Tomasz Sanecki z Urzędu Miejskiego w Bytomiu.
Dodaje, że Bytom jako jedno z pierwszych miast objęło systemowo opieką wszystkie zwierzęta. Od bezdomnych (schronisko), przez gospodarskie (2 umowy z gospodarstwami rolnymi), po dzikie i wolno żyjące (leśne pogotowie). – W tym roku planujemy otwarcie w schronisku niewielkiego ośrodka dla zwierząt egzotycznych, których coraz więcej posiadają nasi mieszkańcy. To powinno polepszyć bazę ochrony zwierząt w naszym mieście. Będzie to jeden z pierwszych takich ośrodków w miejskiej placówce nie tylko na Śląsku, ale też w Polsce – dodaje.
[ZT]29868[/ZT]
Ja12:13, 21.02.2021
U nas był w mieszkaniu komunalnym nietoperz który wleciał przez komin bo siatki w oknach mamy. Mysłowice odmówiły pomocy twierdząc, że "do gorszego miasta nie mógł on trafić" także mimo już mrozu na dworze sami musieliśmy sobie z nim poradzić żeby przeżył. 12:13, 21.02.2021
Monika15:04, 22.02.2021
Z przykrością stwierdzam, iż dwukrotnie przez tego Pana z pogotowia leśnego zostałam spławiona i nie wykazywał zainteresowania, żeby choćby telefonicznie cokolwiek doradzić czy wysłuchać. Trzecia sytuacja to ranny nietoperz u mnie na balkonie w słoneczny letni dzień, z kikutem po oderwanym skrzydle. Udało mi się przekazać nietoperza po zgłoszeniu do tego pogotowia przez gminę. Z tym, że sama musiałam tego nietoperza ( przerażonego i atakującego złapać) i czekać do co najmniej wieczora, w związku z tym zawiozłam go w pudełku do Chorzowa i tam w połowie drogi przekazałam nietoperza. Jestem ogólnie rozczarowana. Pan pokazywany w tv sprawiał zupełnie inne wrażenie i podejście niż okazało się w rzeczywistości. Dwa razy w sprawie dzikich ptaków ptaków zostałam zignorowana i nie udało mi się pozostawionej samej sobie im pomóc. Dla ścisłości wyjaśnię, iż nie chodzę i nie szukam " pacjentów" na siłę, ale mieszkam przy samym lesie i niestety często jestem świadkiem różnych zdarzeń. 15:04, 22.02.2021
Ja12:15, 21.02.2021
1 1
Przepraszam Mikołów a nie Mysłowice 12:15, 21.02.2021