Jestem za zmianą przewodniczącego rady miejskiej Tarnowskich Gór

O oczekiwania i rozczarowania, kulisy działalności w samorządzie i reakcje władz miejskich na niewygodne interpelacje pytamy Bartosza Śnietkę, radnego Rady Miejskiej w Tarnowskich Górach.

- Rok temu rozpoczęła się obecna kadencja samorządu terytorialnego. Które oczekiwania pana jako radnego spełniły się, a co okazało się rozczarowaniem?

- Oczekiwania miałem troszkę inne, nie będę ukrywał.

- Jakie konkretnie?

- Myślałem, że łatwiej będzie załatwić drobne sprawy, jeżeli ma się sensowne argumenty i je przedstawi. Sądziłem, że wystarczy raz czy drugi zadzwonić do urzędu. Okazuje się jednak, że nie – telefony nie działają. Zacząłem więc pisać interpelacje, które są jednym z podstawowych narzędzi radnego.

Czasami dotyczą one banalnych spraw. Gdy składam je w urzędzie, już widzę ból na twarzach. Ale to jest tak naprawdę jedyne narzędzie, na które otrzymuję odpowiedź. Zapewnienia otrzymane w kuluarach to moim zdaniem niepoważne załatwianie spraw.

Wiedziałem, jak wygląda lokalna polityka – siedem lat temu kandydowałem pierwszy raz z ostatniego miejsca na liście do rady powiatu, wtedy zabrakło mi 20 głosów. Nie spodziewałem się, że duże inwestycje, jak parking podziemny, będą załatwiane na pstryknięcie palcami, ale na przykład kwestia starych plakatów wyborczych szpecących słupy ogłoszeniowe, którą też tygodnik "Gwarek" nagłośnił, wydawała mi się łatwa do rozwiązania. Poprzez interpelację nic nie wskórałem. Dopiero gdy pojawił się artykuł o mojej interpelacji w gazecie, urząd zaczął egzekwować od firmy sprzątającej, by wywiązała się z pracy należycie.

Wydawało mi się, że takie drobne sprawy, ale ważne dla mieszkańców miasta, można zdecydowanie łatwiej załatwić. Niestety, tak nie jest.

- Z czego pana zdaniem wynika to, że nie można takich drobnych spraw załatwiać w Urzędzie Miejskim w Tarnowskich Górach szybko i sprawnie? Już nie mówię o inwestycjach – nie pamiętam, którą w ostatnich latach oddano u nas w terminie. Mam wrażenie, że urząd bezwładnie dryfuje.

- Wydaje mi się, że wynika to z braku komunikacji w urzędzie. Mam wrażenie, że jest tam problem z przepływem informacji albo informacje są przekazywane w sposób zdawkowy. Miałem okazję rozmawiać raz czy drugi z burmistrzem o jakimś problemie i okazywało się, że w ogóle o nim nie wiedział. Myślę, że nie ma właściwego przepływu informacji między naczelnikami a burmistrzem. Burmistrz o wielu sprawach po prostu nie wie.

- Kiedy otrzymał pan odpowiedź od burmistrza Czecha w sprawie swojej interpelacji dotyczącej parkingu podziemnego pod pl. Wolności, akurat byłem w Brnie, gdzie korzystałem z takiego obiektu w samym centrum miasta. Rewelacyjne rozwiązanie – dla mieszkańców, turystów i pracowników firm w centrum. Natomiast mam wrażenie, że burmistrz Tarnowskich Gór w ogóle nie podjął dyskusji z panem, tylko zbył ten temat.

- Mówiłem też o tym pomyśle podczas obrad rady miejskiej. Większość radnych podśmiechiwała się, w kuluarach mówiono, że to po prostu głupota, a jest to według mnie świetny i bardzo potrzebny pomysł. Natomiast nie jest to mój autorski pomysł i nie mam zamiaru przypisywać sobie autorstwa. Po prostu w radiu słyszałem relację z konferencji prasowej, podczas której jeden z ministrów obecnego rządu mówił, że znajdą się pieniądze na budowę tego typu obiektów.

Urząd miejski mógłby poszukać takich funduszy publicznych, a nie rozglądać się za prywatnymi podmiotami, tak jak to robi w przypadku pomysłu budowy parkingu wielopoziomowego przy ulicy Sienkiewicza. Po co mamy wchodzić w układ z prywatnym inwestorem, skoro można skorzystać na przykład z pieniędzy unijnych? Parking pod pl. Wolności to byłaby wyśmienita lokalizacja zarówno dla klientów sklepów, hali targowej, jak i dla turystów chcących zwiedzić centrum miasta. Jak również mógłby posłużyć jako ukrycia zgodnie z nowo obowiązującą ustawą o ochronie ludności i obronie cywilnej.

Tymczasem miasto od wielu lat jest zatłoczone. Dzisiaj miałem problem ze znalezieniem miejsca do parkowania. Wprowadzenie strefy parkowania nie rozwiąże tego problemu całkowicie. Zobaczymy, czy nie stworzy problemów dla mieszkańców. W Warszawie na przykład można mieć tylko jeden samochód na mieszkanie.

- Jak pan odebrał niepodjęcie dyskusji przez burmistrza w sprawie pomysłu budowy parkingu pod pl. Wolności? Czy to nie jest tak, że burmistrz Czech nie chce rozmawiać z młodymi radnymi, którzy mają pomysły? Albo może wybiera sobie, z którymi radnymi rozmawia, a innych zbywa?

- Być może ten pomysł został gdzieś zanotowany i zostanie przedstawiony w kolejnej kampanii wyborczej kandydata na burmistrza, przykładowo Inicjatywy Obywatelskiej. Tak w tym mieście to funkcjonuje. Pomysły opozycyjnych radnych często są wykorzystywane po kilku latach i przedstawiane jako własne.

Podobnie było z moim pomysłem w sprawie wytyczenia miejsc dla autobusów na parkingu przy parku Repeckim. W odpowiedzi na moją interpelację temat został, kolokwialnie mówiąc, całkowicie zlany. Odpowiedziano mi, że trzeba by było cały parking przebudować, a nie ma na to pieniędzy. Natomiast od około miesiąca wiadomo, że wyznaczono dwa miejsca dla autokarów. Komuś trudno się przyznać, że był to pomysł tej czy innej osoby. Chyba niestety do tego w tym mieście trzeba się już przyzwyczaić.

- Pamiętam też pana interpelację w sprawie zabytkowego krzyża, który urząd sprzedał razem ze sporą nieruchomością. Wyszła wtedy na światło dzienne totalna bezmyślność urzędników. Teraz ten zabytek jest w opłakanym stanie. Burmistrz Czech nie za bardzo wie, co z tą sprawą zrobić. Czy po tej interpelacji nie spotkał się pan z jakimś ostracyzmem ze strony władz miejskich?

- Nie odczułem tego. Natomiast mam wrażenie,  że na sesjach rady miejskiej niektórzy radni patrzą na mnie z byka. Ale zostałem wybrany do rady nie przez nich, lecz przez mieszkańców, z którymi cały czas mam kontakt. Połowa moich interpelacji powstaje dzięki mieszkańcom, którzy zwracają się do mnie w różnych sprawach. Łatwiej jest uzyskać odpowiedź, gdy radny występuje z zapytaniem do burmistrza, niż gdy mieszkaniec robi to osobiście.

Co do zabytkowego krzyża, którego losy dalej śledzę – słyszałem, że był taki pomysł, by właściciel terenu sprzedał go za przysłowiową złotówkę miastu, które go zdemontuje, odrestauruje i postawi w innym miejscu. Wydaje mi się, podobnie jak większości mieszkańców Starych Rept, że to głupi pomysł. Ten krzyż stoi tam od połowy XIX wieku. Postawiono go w tym miejscu z konkretnego powodu – tam dochodziło i dochodzi do zalań. Szanujmy naszą lokalną historię.

W tej chwili próbuje się naprawić skutki jakiejś bardzo dziwnej transakcji. Przecież jest gminna ewidencja zabytków. Czy nikt w urzędzie do niej nie zajrzał, przygotowując tę nieruchomość do sprzedaży? Powinno się z niej albo wydzielić część z zabytkiem, albo w ogóle nie sprzedawać tego terenu.

- Pan jest radnym z listy PiS-u. PiS jest obecnie w koalicji z Inicjatywą Obywatelską. Czy władze PiS-u nie próbują ograniczać pana aktywności, która, co tu dużo mówić, często obnaża nieporadność burmistrza Czecha w wielu tematach?

- Zostałem wybrany z listy PiS-u, ale w radzie miejskiej nie ma klubu radnych PiS. Nie wiem, z jakiego powodu – być może jest tutaj jakiś konflikt pomiędzy radnymi w tym temacie. Natomiast nie odczuwam żadnej presji. Zostałem wybrany przez mieszkańców i robię to, co do mnie należy. Ja osobiście żadnych dokumentów koalicyjnych nie podpisywałem.

Kiedy pojawiła się możliwość wprowadzenia zmian w radzie miejskiej, przewodniczący Tomasz Olszewski obiecywał, że sesje będą prowadzone w sposób bardziej łagodny. Myślę, że gdy prowadziła je Justyna Kosmała, atmosfera była zdecydowanie lepsza. Teraz jest o wiele więcej ogólnopolskiej polityki, która jest ważna w naszym lokalnym społeczeństwie, ale nie wydaje mi się, że aż w takiej mierze powinna ona oddziaływać i kłócić nas radnych. Miała być stara-nowa jakość, bo Tomasz Olszewski przecież już był kiedyś przewodniczącym rady miejskiej, a ja jej nie dostrzegam. Sposób prowadzenia przez niego sesji i odgryzanie się niektórym radnym nie jest na miejscu. Obecnie stoję na stanowisku za zmianą przewodniczącego Rady Miejskiej w Tarnowskich Górach.

- Kiedy zobaczyłem skład obecnej rady i ilu jest tam młodych radnych, liczyłem na jakiś ożywczy powiew. Miałem nadzieję, że nie dadzą się spacyfikować starym wyjadaczom. Po roku jestem zawiedziony. A pan?

- Przed pierwszą sesją tej kadencji uczestniczyłem w rozmowie, w której podkreślano, że rada miasta zdecydowanie się odmłodziła. Liczyłem na to, że młodsi radni będą znacznie bardziej aktywni. Chociaż nie można wrzucać wszystkich do jednego worka.

Jestem pod wrażeniem aktywności radnej Aleksandry Garczarczyk – widać, że ma kontakt z mieszkańcami, którzy zgłaszają jej problemy, i ich nie lekceważy. Na pewno wprowadza nową jakość do rady miasta. Ale na niektórych radnych trochę się zawiodłem.

Liczyłem na konstruktywne dyskusje. Może nas coś dzielić, ale wszyscy mieszkamy w Tarnowskich Górach, na co dzień widzimy problemy miasta, moglibyśmy razem usiąść i szczerze porozmawiać na te tematy. Zamiast tego mam wrażenie, że odbywają się pokątne rozmowy, w których uczestniczy tylko garstka radnych, a wartościowe pomysły są gaszone stwierdzeniem: "nie ma na to pieniędzy w budżecie miejskim".

- Dziękuję za rozmowę.

- Również bardzo dziękuję.

Czytaj też:

Powiat tarnogórski. Szymon Hołownia chwali nasz ośrodek

Czy park Repecki będzie rezerwatem? Nerwowa atmosfera podczas konsultacji

Referendum w sprawie rezerwatu Park Repecki?

[ZT]60505[/ZT]