W ubiegłym roku bobry ułatwiły biegaczom zmaganie się z trasą, w tym przeprowadziły się w inne miejsce i było już znacznie trudniej. Wygląda na to, że to gryzonie dyktują warunki na Biegu Katorżnika w Kokotku.
Brodzenie w bagnie, trzcinowiskach, rowach ociekowych, odcinki do przepłynięcia – od samego początku w zamiarze organizatorów Biegu Katorżnika było uzależnienie go od kaprysów przyrody. Jednak okazuje się, że to nie nawalne deszcze czy długotrwałe upały mają największy wpływ na warunki na trasie. Od dwóch lat dyktują je bobry.
W ubiegłym roku zbudowana przez bobry tama podniosła tak poziom wody, że na przykład śródleśny długi rów, który podczas poprzednich edycji był zmorą biegaczy, z powodu rekordowego poziomu wody wyłączono z trasy. Kiedyś za wybiegnięcie z niego groziła dyskwalifikacja, teraz trasę poprowadzono obok. W najbardziej błotnistych miejscach nie było, jak to określają katorżnicy, "masła", z którego trudno wyjąć nogę, ale gęsta zupa. Nie było tak jak kiedyś gubienia butów, za to dłuższe odcinki do przepłynięcia. Ponieważ trasa nie okazała się tak forsowna jak zwykle, mniej też odnotowano zasłabnięć z wyczerpania. Znacznie więcej najlepszych zawodników "złamało" 2 godziny pomiędzy startem a metą, najsłabsi brodzili w wodzie i bagnie nie 7, ale 4,5 godziny.
Jednak w ciągu roku bobry przeprowadziły się, ktoś rozebrał tamę i poziom wody opadł. Za to wzrosły wymagania. Tegoroczną edycję porównywano nawet do XIII Biegu Katorżnika z 2017 r., kiedy trasa brutalnie zweryfikowała kondycję biegaczy.
– Na pewno tegoroczna edycja była jedną z trudniejszych – mówi Zbigniew Rosiński, prezes WKB Meta Lubliniec, który zorganizował bieg. Ponieważ było płytko, wróciły wszystkie te wyzwania, z których słynie Bieg Katorżnika.
– Było mało wody, ale zimna. Stąd sporo wyziębień – mówi prezes Rosiński. W takich warunkach łatwo też o skurcze mięśni.
Żeby nie było za łatwo, organizatorzy poprowadzili trasę też przez tereny zalane przez bobry. Oszacowano, że liczyła ona 13 km. Z blisko 1000 dopuszczonych do biegu wystartowało 877. 55 z nich nie dotarło do mety. Rozegrano 4 biegi mężczyzn, 1 kobiet, drużynowy galernik i ucieczkę zakładników oraz biegi dzieci i młodzieży, ale też Bieg babci i dziadka, czyli osób 65+.
Najszybciej pokonał trasę startujący o godz. 11 st. szer. Konrad Biedrowski z Łódzkiej Brygady Obrony Terytorialnej. Nie "złamał" 2 godzin. Katorżnika ukończył z wynikiem 02:07:34. Zawodnik z najsłabszym wynikiem zmagał się z błotem, wodą i trzcinami 6 godz. i 40 min.
W biegu pań zwyciężyła asp. Katarzyna Wójcik z KWP w Kielcach (02:51:15). Bieg o godz. 14 wygrał szer. Dawid Kubik z 5. Pułku Chemicznego z Tarnowskich Gór (02:35:01). Ten pułk w rywalizacji drużynowej zajął drugie miejsce, za Nadmorską Gminą Postomino.
Bieg cieszy się popularnością nie tylko w Polsce. Uczestniczyło w nim: 14 Austriaków, 6 Niemców, 2 Słowaków, Brytyjczyk, Ukrainiec oraz Fin.
Dla jednej z zawodniczek tegoroczny Katorżnik zakończył się złamaniem przedramienia, jak zwykle były rany, w tym dwie do szycia, usuwanie ciał obcych i płukanie oczu, omdlenia, hipoglikemia, skręcenia itd.
Czytaj też:
Tarnowskie Góry. 4 560 zł od pierwszego dnia służby - reklamuje wojsko
Skatowani upałem. V Setka Komandosa w ekstremalnych warunkach
[ZT]36217[/ZT]