Wracamy do sprawy sytuacji w Ośrodku Rehabilitacyjno-Leczniczym Pałac Kamieniec w gminie Zbrosławice. Dziś prezentujemy zdanie opiekunów prawnych, pracownicy i prezesa.
Przypomnijmy, że Prokuratura Okręgowa w Gliwicach prowadzi śledztwo w sprawie tego, co dzieje się w ośrodku leczniczo-rehabilitacyjnym w Kamieńcu. Podejrzenia dotyczą znęcania się nad dziećmi z problemami psychicznymi oraz narażenia ich na utratę zdrowia i życia.
– Sprawa dotyczy wydarzeń, które miały mieć miejsce od maja tego roku, powiadomiła o nich pracownica ośrodka. To, na co wskazała, potwierdzili inni świadkowie – mówi Joanna Smorczewska, rzecznik prasowa Prokuratury Okręgowej w Gliwicach. Dodaje, że chodzi o znęcanie się psychiczne i fizyczne.
Zarzuty opiekunów prawnych dzieci dotyczą m.in. poniżania pacjentów, używania wulgaryzmów, szarpania. Jest też mowa o braku opieki i nadzoru. Opiekunowie alarmują, że są przypadki samookaleczania, agresji, próby samobójcze, połknięcia szkła, ucieczki.
Sylwia Rudka jest opiekunką 13-letniego Bartka. – Dzieciom odebrano telefony komórkowe, nie mogą mieć rzeczy osobistych, bo personel ośrodka nie chce ponosić za nie odpowiedzialności. Kupiłam Bartkowi buty i usłyszałam, że nikt nie będzie ich pilnował – opowiada pani Sylwia. – Jestem przerażona i załamana tym, co dzieje się w ośrodku. To brak poszanowania praw pacjenta i dziecka, w areszcie jest lepiej – dodaje.
Ma duże zastrzeżenia do działań nowego prezesa. Jej zdaniem jego działania to próba stworzenia zakładu zamkniętego, tak żeby nikt nie wiedział, co się tam dzieje. – Twierdzi, że robi wszystko dla dobra pacjentów, ale to nieprawda. Nie róbmy z ośrodka więzienia! Chodzi przecież o leczenie dzieci – przekonuje pani Sylwia.
Babcia 10-letniego Szymona nie ukrywa obaw o wnuka, płacze. – Został pobity przez kolegę, który walił jego głową o ścianę. Zginęły jego prezenty komunijne. Dzieci są wystraszone, zestresowane – relacjonuje pani Stefania. Opiekunowie mówią o przypinaniu pasami, stosowaniu tzw. przymusów. Twierdzą, że to dlatego w ośrodku wymieniono łóżka na metalowe, do drewnianych ponoć nie można przypinać pacjentów pasami.
Inna opiekunka dzieci podkreśla, że nowy prezes nie ma kwalifikacji do pracy z chorymi dziećmi. – Jego poprzedniczka postawiła na współczesną psychiatrię dziecięcą. Zastała zdeptaną godność dzieci i wiele włożyła w polepszenie sytuacji. Zaczęły się zmiany na dobre, a teraz znów dzieje się źle. Są m.in.: odpowiedzialność zbiorowa, brak depozytu rzeczy wartościowych, w pokoju tylko łóżko, wspólne ubrania, nawet bielizna, jedzenie łyżką z plastikowych misek – wylicza nasza rozmówczyni.
Osoba, która pracowała w ośrodku, też mówi o braku kompetencji nowego prezesa, o tym że nie zna się na psychologii dziecięcej, przeklina, nie zależy mu na dzieciach, tylko na tym żeby mieć spokój.
– Przyszedł do nas z Częstochowy i stamtąd ściąga pracowników, też bez predyspozycji do tej pracy. W ośrodku są dobre dzieci, ale nieraz z traumami. Praca z nimi jest bardzo trudna. Tymczasem usługi pielęgniarskie zapewnia firma, której pracownicy mają 36-godzinne dyżury. Są przemęczeni i potem wrzeszczą na dzieci, zbyt często zamykają je w izolatkach, przypinają pasami – opowiada kobieta.
Jednocześnie przyznaje, że nigdy nie widziała, żeby ktoś z personelu stosował przemoc fizyczną.
Niestety to już kolejna sprawa związana z ośrodkiem, która trafiła do prokuratury okręgowej. W ubiegłym roku czterem osobom postawiono zarzuty znęcania się nad małoletnimi nieporadnymi ze względu na wiek i stan zdrowia, spowodowania u nich obrażeń ciała, naruszenia nietykalności cielesnej oraz znieważania. Sprawa jest w toku.
To wtedy doszło do zmiany prezesa OLR Pałac Kamieniec. Nowa szefowa nie zagrzała jednak długo miejsca. Karuzela kadrowa skończyła się kolejną zmianą. – To przerażające, że lokalna polityka i obsadzanie stołków swoimi odbywa się kosztem chorych dzieci. Nie mogą dłużej być zakładnikami chorego systemu – mówią nasi rozmówcy.
W sprawę zaangażowała się radna powiatowa Maria Ożga. Napisała do marszałka województwa, któremu podlega ośrodek, m.in. o pozbywaniu się przez nowego dyrektora wykwalifikowanego personelu i zarzuceniu programu rehabilitacji psychiatrycznej. – Ośrodek jest teraz jak "przechowalnia niechcianych dzieci" – pisze radna.
Prezes Zbigniew Bajkowski zdecydowanie zaprzecza zarzutom. – W czasie, kiedy tu pracuję, nie znęcano się nad dziećmi, nie narażano ich na niebezpieczeństwo. Nie są łamane przepisy. To bzdura, że wprowadzamy reżim więzienny.
Zapewnia, że dzieci mają własne ubrania i bieliznę, jednocześnie przyznając, że za cenne rzeczy ośrodek nie odpowiada. Dlaczego zabroniono korzystać z telefonów komórkowych? – Dzieci ściągały na nie brutalne gry. Używały ich przed snem, co dodatkowo je pobudzało, a potem podawano im środki uspokajające – mówi Zbigniew Bajkowski. Jednocześnie podkreśla, że dzieci mogą swobodnie kontaktować się z rodziną i opiekunami przez telefon stacjonarny.
Jeżeli chodzi o posiadanie rzeczy osobistych, to w grę wchodzi chęć sprawiedliwego traktowania. Prezes mówi, że niektórzy pacjenci mają zamożnych opiekunów i dostawali drogie rzeczy, innych nie stać praktycznie na nic.
Bajkowski wyjaśnia, dlaczego ograniczył to, co można przekazywać dzieciom w paczkach.
– Nie trzeba pacjentów dokarmiać, mają tu wszystko, czego potrzebują, zbilansowaną dietę. Tymczasem w paczkach często było za dużo słodyczy, żywności przetworzonej, słodkich soków - mówi Bajkowski.
Zdecydowanie odpiera zarzut o braku kompetencji do pracy z dziećmi z psychicznymi obciążeniami. – Zostałem zatrudniony do kierowania ośrodkiem, a nie pracy z pacjentami. Od 25 lat kieruję placówkami medycznymi i wiele wyprowadziłem na prostą – mówi Bajkowski.
Informuje, że firma zewnętrzna, która wygrała przetarg na usługi pielęgniarskie, od lat z powodzeniem zajmuje się tym w placówce w Zbrosławicach. – Nie ma 36-godzinnych dyżurów, choć prawo tego nie zabrania. To wcześniej w Kamieńcu zatrudniano osoby przypadkowe, bez kompetencji. Na przykład w grupie tych, którzy stawiają mi zarzuty, jest pielęgniarka, którą zwolniono dyscyplinarnie i to, jak zachowywała się wobec dzieci, można nazwać bestialstwem.
Zbigniew Bajkowski mówi, że kiedy objął stanowisko, w ośrodku była zła sytuacja. – Dzieci były skrajnie niestabilne emocjonalnie, nie miały hierarchii wartości. Nieraz nimi manipulowano. Jasno ustaliłem zasady, wprowadziłem porządek, pokazałem, co jest dobre, a co złe. Od 11 lipca nie mamy ani jednego przypadku samookaleczenia, próby samobójczej, ucieczki i bardzo agresywnych zachowań między dziećmi. Od 9 dni nie trzeba było stosować przymusu bezpośredniego. Liczę na to, że będzie jeszcze lepiej.
Czytaj też:
Nadużywają przymusu? Rzecznik Praw Dziecka o sytuacji w ośrodku w Kamieńcu
Prokuratura potwierdza: kolejne śledztwo w sprawie ośrodka dla dzieci w Kamieńcu
[ZT]43131[/ZT]