Legenda istnieje chyba tylko w przekazie ustnym, powtarzanym z pokolenia na pokolenie. W legendzie jest zawsze ziarno prawdy, więc i ta opiera się na faktach. Reszta, jak to w życiu. Kto chce niech wierzy, kto nie chce, niech nie wierzy. Albo lepiej, kto nie chce, niech nie wierzy, ale najpierw sam spróbuje.
Artykuł archiwalny Jacka Tarskiego, opublikowany w Gwarku w lipcu 2016 r.
Spieranie się o niektóre rzeczy nie ma sensu. Tak jest np. ze spieraniem się o to, czy nazwa Tarnowskie Góry wzięła się od tarniny, kolczastego krzewu, który porastał okolicę, czy też od słowa "darń", co ma być o tyle wiarygodne, że drzewiej z darni pozyskiwano rudę żelaza, co według niektórych było pradawnym zajęciem ludności zamieszkującej tereny dzisiejszego miasta. Tak czy owak Tarnowskie Góry powstały na terenach, gdzie górnictwo było zajęciem powszechnym, niezależnie od tego, czy wydobywano kruszec ołowiu i cynku, czy też właśnie rudę żelaza, co dziać się miało już w starożytności, około 500 lat przed Chrystusem, zaś na pewno w wiekach III i IV naszej ery.
I z tym właśnie związana jest legenda, według której szczególnie bogate w żelazo były tereny wzdłuż dzisiejszej drogi do Strzybnicy. Z rudy tamtejszej wytapiano żelazo, między innymi na broń dla miejscowych osadników, a wydobycie było na tyle duże, że część metalu z niej wytopionego wywożono stąd na handel. To nie podobało się w ościennych osadach, gdzie również wydobywano rudę, tyle tylko, że ponoć uboższą w żelazo. Stąd też pewnego razu zbóje zasadzili się na kupiecką karawanę jadącą od dzisiejszej Strzybnicy w stronę centrum dzisiejszych Tarnowskich Gór. Zbóje złupili co się dało, wyrzynając w pień ludzi z karawany.
Sprawa oczywiście wyszła na jaw, zbójów złapano i przykładnie ścięto im łby. Jednakże jeden z nich w chwili, kiedy kat podniósł swój topór, krzyknąć miał z całej siły, że odtąd ci, którzy stąd z żelazem pójdą, będą musieli mocować się z jego duchem, który stanie na drodze.
Legenda jakich wiele. Przez lata całe nikt nie zwracał na nią uwagi, co najwyżej opowiadał dzieciom i wnukom. Ale w pewnym momencie okazało się, że coś w tej opowieści jest. Ktoś bystry zauważył, że jadąc ku Tarnowskim Górom, wjechawszy na górkę w okolicy centrum handlowego, widzimy opadającą w dół drogę, obiecującą szybki zjazd. Obiecującą, ale nie dającą tej przyjemności. Nawet porządnie rozpędzony pojazd, który jedzie z tejże górki, zamiast poruszać się zgodnie z prawami fizyki coraz prędzej, zwalnia systematycznie i zatrzymuje się, nie dojechawszy na dół.
Fot. Archiwum Gwarka
Byli tacy, którzy po kilka i kilkanaście razy wjeżdżali i usiłowali zjeżdżać z górki, sądząc, że opór w jeździe w dół powoduje przeciwnie wiejący wiatr czy inne czynniki natury. Nic z tego. Wynik eksperymentu był zawsze taki sam. Niezależnie od tego, czy służył do niego samochód, motocykl czy rower.
Kto chce, niech wierzy, kto nie chce, niech nie wierzy. Albo lepiej, niech sprawdzi i przekona się, że podręcznik fizyki czasem się myli. A jeśli nawet nie, to Newtonowskie prawo powszechnego ciążenia przegrywa z duszą zbója, straconego mniej więcej 1600 lat temu.
Czytaj też:
Tarnowskie Góry. Akcja ratunkowa na osiedlu Fazos [FILM]
Zawarto porozumienie w szpitalu w Tarnowskich Górach
1 1
a to zdjęcie natomiastnie kosztowało by życie autora.