Najczęściej po prostu czuje się jego obecność lub słyszy stukanie, które niesie się po kopalnianych chodnikach. Jeżeli zechce ukazuje się jako starzec z długą siwą brodą i kagankiem w ręku, ale także koza, mysz, żaba czy inne zwierzę. Ostrzega przed niebezpieczeństwami, ale wobec obiboków i skąpców jest okrutny. Nie cierpi także przeklinania, a jako pan podziemi potrafi za złorzeczenie srogo ukarać. Tajemniczy, ale na tyle obecny w świecie górników, że trudno wyobrazić sobie bez niego pochodu gwarkowskiego, a jego figury można obejrzeć w Wieliczce, "Guido" i innych kopalniach.
Artykuł archiwalny opublikowany w Gwarku w lipcu 2015 r.
Skarbnik zawsze pobudzał wyobraźnię, czy to dziadków opowiadających wnukom różne historie i próbujących przestrzec dzieci przed zapuszczaniem się w stare pogórnicze wyrobiska, czy pisarzy. Skarbnika znajdujemy także w "Historii srebrem pisanej" Jana Drechslera. Jak zwykle postać pojawia się w najmniej oczekiwanym momencie i równie dyskretnie znika. Ale po kolei.
Opowiadanie zaczyna się pod jasnogórskim klasztorem, który szturmuję Szwedzi. Sprowadzili z Olkusza górników, których zadaniem było wydrążenie podkopu pod wałami twierdzy, by można było podłożyć ładunki wybuchowe i wysadzić ją. Problem w tym, że olkuscy gwarkowie "dłubali w skale niemrawo i szukali byle wybiegu, żeby opóźniać pracę".
Pewien porucznik wyprawia się więc do Tarnowskich Gór, by sprowadzić, znających się jak mało kto na tym fachu, kopaczy – protestantów, którzy nie powinni mieć oporów przed splądrowaniem Jasnej Góry i "łacno olkuskich leni przypilnują". Odnajduje znajomego w Sowicach, który mu przed laty życie uratował. Wprawdzie – z powodu coraz mniejszej ilości wydobywanego kruszcu – kuźnicę na młyn przebudował, ale ma jeszcze jeden szyb i do niego niechętnie, ale prowadzi Szweda.
"Koło kunsztowe na szybie "Myszyńska" skrzypiało, z cicha pluskała woda, jakoby na brzegu rzeki Stoły utopiec cicho grał na fujarce. Zapewne smucił nocnym stworom pożegnalną melodyjkę, a diabły i zmory wciskały się w rozpadliny i pingi. Chowały się w hałdach, tajemniczymi smugami wdzierały się w głąb ziemi, jak mgliste ogony demonów. Melodia utopca niosła się jedwabiście zwiewną falą pod górkę, niosąc w kierunku miasta na swym siwym grzbiecie delikatny puch grudniowego śniegu.
Od Tarnowskich Gór natomiast dobiegał dźwięk dzwonu gwarków i nakładając się na echo zawodzenia kunsztu, uderzając do drzwi wszystkich domów, niczym szary anioł budził górników. Jego głos, zwołujący całe gwarectwo do pracy, chociaż rozkazywał, to wyraźnie mówił poranną modlitwę i witał ludzi ospałych jeszcze i samym wstawaniem zmęczonych.
- Szczęść Boże, szczęść Boże, szczęść Boże... – tak budził, tak orzeźwiał, tak sił dodawał, zachęcał, żeby zdążyć do kopalń na czas. Szli więc do swych nor, żeby wydrzeć z podziemi skarby tarnogórskie".
Szwedzki porucznik z młynarzem podeszli pod szyb i zjechali, gwareckim sposobem w kubłach, pod ziemię. Na podszybiu posiedzieli chwilę, by wzrok do ciemności przyzwyczaić, i powędrowali chodnikiem w kierunku przodka, gdzie spotkali się z kopaczami.
" — Zanim zaczniemy szychtę, mamy coś do uradzenia. Są wśród nas nowi ludzie, nie do roboty, ale goście, przyjechali spod Jasnej Góry. Chcą, żebyście poszli klasztor wysadzić, a po prawdzie, co by olkuskich dopilnować, bo niemrawo chodniki drążą.
— Nikogo gwałtem ciągnąć nie będę, ni namawiać i mamić nagrodami. Skarbiec jasnogórski jest podobno tak obfity, że dla każdego starczy — powiedział porucznik.
Każdy z nich miał się prawo wypowiedzieć. Gadali krótko, bo taka już był ich natura, że siłę mieli w robocie, nie w gadkach jałowych. Okazało się, że wszyscy wyrazili gotowość pójścia choćby zaraz. Jedynie młynarz miał wątpliwości:
— Szanuję wasz wybór, szkoda mi was będzie, bo tyle lat kopaliśmy razem. Ja zostaję i proszę, uszanujcie wybór mój.
— W piętkę gonisz bracie! — rzekł zaczepnie porucznik.
Młynarz złapał żelazko, znieruchomiał na chwilę, jakby zatrzymał się wpół drogi... A potem, zrobiwszy głęboki oddech, powiedział tak:
— Masz rację! Lęk mnie ogarnia przed nienawiścią, która wiedzie nas wszystkich w nieznane. Ja jestem tarnogórskim gwarkiem, człowiekiem wolnym, nikogo niewolić ni okradać nie będę, nawet własnego wroga i pod Jasną Górę nie pójdę!
Nagle w ciemności, od strony szybu dobiegł ich głos:
— Panie młynarz, panie młynarz! Ktoś was szuka na górze, macie zaraz wyjść z kopalni.
— Co się dzieje? — zapytał młynarz i zwrócił się do reszty. — Idźcie do roboty, ja zaraz wracam. Może ktoś doniósł, że Szwedzi na spodku siedzą?
Poszedł zaniepokojony i nawet nie zastanawiał się, czyj to jest głos.
Na podszybiu szarpał sznurem, ale robotnik na powierzchni nie odpowiadał na sygnał.
— Kto mnie wzywał? O co chodzi? — zapytał i teraz dopiero zorientował się, że pobiegł za głosem, ale człowieka nie widział. Wtem stanął przed nim starzec z siwą, prawie srebrną brodą i takimi włosami, wypadającymi rzadką grzywką spod kaptura.
— Niewiasta jakaś, pańsko ubrana, jak królowa — mówił metalicznym głosem. — Twarz miała ciemną i jakby pociętą pałaszem. I dziecko, chłopczyka trzymała na rękach. Rzekła, że życiu twojemu nieszczęście zagraża, że masz zaraz wychodzić!
Młynarzowi włosy dęba stanęły, bo rozpoznał Skarbnika. Wylękniony pobiegł na oślep z powrotem do swoich górników. Upadł! Potknął się o kawałki skał leżące na spągu. Wstając, namacał zawał.
— Zasypało ich — usłyszał głos z tyłu. Był to głos Skarbnika.
— Zabiłeś moich ludzi — wyszeptał młynarz z łzami w oczach.
— Nienawiść ich zabiła, nie ja. Mają to, czego szukali, a przynajmniej iść nie musieli pod Częstochowę. Bogu dziękuj, żeś się w porę opamiętał i jej podziękuj, że mi rozkazała ciebie uchronić.
Takim to sposobem Skarbnik tarnogórski nie pozwolił Jasnej Góry wysadzić. Młynarz do końca życia nie dowiedział się, jaka niewiasta kazała go uratować" — kończy opowiadanie "Szwedzi, Skarbnik i tajemnicza niewiasta" Jan Drechsler.
Czytaj też:
W Kaletach budują pawilon sportowy za prawie 9 mln zł [ZDJĘCIA]
Tarnowskie Góry. Droga rowerowa przy ul. Litewskiej [FOTO]
3 0
skarbnik to byl pizzzzz oni ratuja wszystko co swiete !!!
3 2
SMZT -zmienia historię Tarnowskich Gór na swoją modłę. Najpierw wyrzucili z opowiadań na Kopalni Zabytkowej- Chłopa Rybkę, który miał się przyczynić do założenia miasta, wyświetlając film dla dzieci z bzdurną historią o skrzatach, co to miasto założyły .Teraz wymysły o Skarbniku i Jasnej Górze. Skarbnik jest w Banku .Na śląskiej kopalni był zawsze SKARBEK panowie prezesi.😠😠😠