- Taty nie chcą przyjąć do szpitala specjalistycznego, a jego stan może się w każdej chwili pogorszyć – mówi nam roztrzęsiona czytelniczka. Rzeczniczka placówki tłumaczy, że nie ma mowy o takiej sytuacji.
Chodzi o ofiarę czwartkowego wypadku na ul. Wyszyńskiego w Tarnowskich Górach. Niezabezpieczony volkswagen stoczył się na pieszych - małżeństwo, które stało przy przystanku autobusowym. Kobiecie nic się nie stało, ale 76-letni tarnogórzanin nieprzytomny trafił do Wielospecjalistycznego Szpitala Powiatowego w Tarnowskich Górach.
- Tata ma poważne obrażenia głowy. Lekarze w Trójce mówią, że zrobili co mogli, ale potrzebuje specjalistycznej opieki. Zawieziono go do szpitala w Sosnowcu, ale stamtąd wrócił. Nie przyjęto go na oddział. W każdej chwili stan taty może się pogorszyć. Sytuacja jest katastrofalna. Dlaczego w specjalistycznym szpitalu nie chcą przyjąć pacjenta, który potrzebuje pomocy? - pyta zdenerwowana córka.
[ZT]60272[/ZT]
Sławomir Głaz, rzecznik WSP mówi, że nasi lekarze udzielili pacjentowi pomocy, ale ze względu na brak specjalistycznego oddziału nie są w stanie zrobić nic więcej. - Podejmujemy wszelkie działania, żeby znaleźć pomoc dla tarnogórzanina – zapewnia rzecznik.
Wspomina o kilkukrotnych rozmowach ze szpitalem w Sosnowcu, którego pracownicy twierdzą, że brak wskazań do hospitalizacji. Także placówka w Zabrzu odmówiła przyjęcia pacjenta. - Interweniujemy też u koordynatora Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego. Wciąż jednak nikt naszego pacjenta nie chce przyjąć – mówił nam w piątek przed południem Sławomir Głaz.
Inna wersję wydarzeń przedstawia Anna Ginał, rzeczniczka Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego nr 5 w Sosnowcu.
- Pacjent został do nas skierowany, ale tylko na konsultacje, gdyż w Tarnowskich Górach nie ma oddziału chirurgi szczękowo-twarzowej. Chodziło o stwierdzenie zakresu urazów. Nasz lekarz orzekł, że nie ma wskazań do operacji i przyjęcia do szpitala. Po konsultacji pacjent wrócił więc do szpitala w Tarnowskich Górach.
Rzeczniczka zapewnia, że to standardowa procedura, a takich konsultacji udziela się setki dziennie. Mówi, że lekarz zrobił to, co do niego należało. Dodaje, że nikt pacjenta nie odesłał, zgodnie z rutynową procedurą przeprowadzono konsultacje, wszystko jest udokumentowane.
- Pacjenta nic złego u nas nie spotkało, nikt go nie skrzywdził, wszystko odbyło się w zgodzie ze sztuką lekarską – stwierdza Anna Ginał.
Czytaj też:
Mieszkaniec Kalet odnaleziony. Zajęli się nim ratownicy
Poszedł na spacer i natknął się na niewybuch. To granat
Pożar przy ul. Nakielskiej. W środku butle z gazem
[ZT]60233[/ZT]