Zmarła Jolanta Wadowska-Król. Lekarka, na przełomie lat 70. i 80., przebadała, zdiagnozowała i uratowała od śmierci spowodowanej ołowicą około 5 tysięcy dzieci z Szopienic. U nas współpracowała z fundacją Miasteczko Śląskie.
Trzeba dodać, że działania dr Wadowskiej-Król były w owych czasach nie do końca legalne. Państwo socjalistyczne zakazywało bowiem szerzenia wiadomości na temat zatrucia środowiska, związanych z nim chorób, zagrożeń itd.
Tymczasem prawda była taka, że w Szopienicach, w bezpośredniej bliskości tamtejszej huty metali nieżelaznych, rodziły się i dorastały dzieci, mieszkali ludzie. Na zagrożenie ołowiem zwróciła uwagę pod koniec lat 60. młoda wówczas lekarka. Stwierdziła, że dzieci z okolicznych familoków są słabe, anemiczne, wypadają im zęby.
Pierwszy przypadek ołowicy w rejonie huty w Szopienicach odkryła prof. Bożena Hager-Małecka, będąca wówczas wojewódzką konsultantką do spraw pediatrii. Stopniowo dzieci zaczęły trafiać do lekarza, do szpitala, wyjeżdżać do sanatorium.
Lekarka utrzymywała stały kontakt z Fundacją na rzecz Dzieci Miasteczko Śląskie.
- Rozmawiając z dr Wadowską-Król, odczuwało się, że ma za sobą trudne doświadczenia. Jednak rozmowa była zawsze owocna, pouczająca. Doktor Jolanta nigdy nie mówiła niczego pochopnie. Każda jej opinia była przemyślana od początku do końca - wspomina prezes fundacji Mieczysław Dumieński.
"Doktorka od familoków", jak ją nazywano, zapłaciła za swoje zaangażowanie i wytrwałość wysoką cenę. Władze akademii medycznej zablokowały jej doktorat. Ona sama mówiła, że to nieważne, że najważniejsze i tak było zdrowie dzieci, a jednym z jej zwycięstw było to, że hutę w Szopienicach ostatecznie zamknięto.
Czytaj też:
Tarnowskie Góry. Wpadli w markecie Dino, pracownicy nie pozwolili im wyjść
Tarnowskie Góry częścią Katowic? Burmistrz Czech o tym, czy to dobry pomysł