Zmagając się z nieuleczalną chorobą, potrafiła wspierać, inspirować i podnosić na duchu innych. Dzisiaj odbył się pogrzeb Justyny Kędzi z Tarnowskich Gór.
Nieuleczalna choroba, która powodowała stopniowy zanik mięśni, bardzo ograniczała aktywność Justyny Kędzi, ale mimo tego miała wielu przyjaciół i znajomych, z którymi utrzymywała kontakty. O tym jak była lubianą i cenioną osobą świadczył wypełniony dzisiaj po brzegi kościół św. Józefa Robotnika w Tarnowskich Górach, gdzie odprawiono mszę św. pogrzebową.
"Miej cierpliwość nad wątpliwościami twojego serca.../ Spróbuj ukochać same pytania... /Nie szukaj teraz odpowiedzi, nie możesz je poznać, bo nie będziesz zdolny żyć z nimi. / Najważniejszym przykazaniem jest przeżyć wszystko. / Żyj pytaniami. Może później stopniowo, niezauważalnie. Dożyjesz pewnego dnia do odpowiedzi" – przypomniał wiersz Rainera Rilkego ks. Jerzy Kapica, proboszcz parafii św. Józefa Robotnika w Tarnowskich Górach. Wspominał spotkania ze śp. Justyną Kędzią, jej poezję, w której także stawiała pytania, pogodę ducha z jaką podchodziła do życia. Ks. Kapica mówiąc o chrześcijańskiej nadziei, przypomniał słowa św. Jana Pawła II: "Człowiek nie może siebie sam do końca zrozumieć bez Chrystusa".
W mszy św. uczestniczył Janusz Świtaj z Fundacji "Mimo Wszystko" Anny Dymnej. Sparaliżowany, oddychający z pomocą respiratora przed laty szybko znalazł wspólny język z Justyną Kędzią, a ich relacja z czasem przerodziła się w przyjaźń.
"Nigdy nie narzekałaś i zawsze na wszystko miałaś dobrą, optymistyczną odpowiedz. Teraz powiedziałabyś: Janusz! Nie smuć się. Takie jest życie. Trzeba być na to wszystko przygotowanym. Obiecuję, że się postaram. Nie mówię Ci żegnaj, lecz do zobaczenia" – napisał Janusz Świtaj w liście pożegnalnym, który odczytano podczas uroczystości pogrzebowej.
Justyna Kędzia chorowała na glikogenozę typu II, tzw. chorobę Pompego. Polega ona na niedoborze enzymu, który w organizmie rozkłada glikogen. Jego nadmiar gromadzi się w mięśniach i powoduje ich stopniowy zanik.
– Przez 28 lat funkcjonowała z nieustannym zagrożeniem życia. W każdej chwili w ciągu 2-3 minut mogła umrzeć, ale z takich sytuacji wychodziła zawsze zwycięsko. Nic nie wskazywało na to, że ta chwila, którą teraz przeżywamy, przyjdzie tak szybko – powiedział Mieczysław Dumieński, przyjaciel rodziny.
Gdy choroba dała o sobie znać, Justyna był w szkole podstawowej. Mimo trudności ukończyła ją, następnie LO im. Staszica i studia. Choroba postępowała i w ostatnich latach pisała wzrokiem.
– W domu był OIOM, który jednocześnie był swoistym salonem. Tam przychodzili poeci – opowiadał Mieczysław Dumieński.
Justyna wydała 4 tomiki wierszy, drukowała m.in. w almanachu polskiej poezji "A duch wieje kędy chce" i antologiach tarnogórskiej poezji współczesnej. W czerwcu ubiegłego roku odbyła się promocja jej książki "Cześć! To ja, pasja". Prowadziła też blog "Pompka pompuje".
– Uratował w ten sposób setki osób przeżywających kryzys. Pracowała zawodowo i to jest ewenement na skalę Polski i Europy. Nawet okresowo musiała zawiesić swoją rentę socjalną – wspominał Mieczysław Dumieński.
Jak podkreślano, Justyna Kędzia była niezwykle pogodna, nie narzekała, nie uskarżała się.
– Czasem miała do mnie pretensje, że mówiłem o jej dysfunkcjach. Ona traktowała to jako coś normalnego – powiedział Mieczysław Dumieński.
Justyna Kędzia została uhonorowana wyróżnieniem i statuetką w ogólnopolskim konkursie "Człowiek bez barier" oraz nagrodą powiatu tarnogórskiego "Orła i Róży".
Jej twórczość została doceniona nagrodami: Burmistrza Miasta Tarnowskie Góry za osiągnięcia w dziedzinie twórczości artystycznej, Marszałka Województwa Śląskiego dla młodych twórców, tytułem "Lady D." Województwa Śląskiego w kategorii "Kultura i Sztuka".
Justyna Kędzia zmarła 23 kwietnia. Miała 39 lat.
Czytaj też:
Gdzie postawią rzeźbę przedstawiającą Krzysztofa Respondka?
Tarnowskie Góry. Tragicznie zmarłego żołnierza żegnały tłumy [ZDJĘCIA]
Pogrzeb Krzysztofa Respondka. Wzruszające słowa córki i przyjaciela
[ZT]42347[/ZT]