W Muzeum Techniki Militarnej w Zbrosławicach odbyła się w niedzielę próba ustanowienia rekordu Guinnessa. Czołg T-55 przez godzinę zmiażdżył 102 wraki aut, co zostanie wpisane do Księgi rekordów Guinnessa.
Co to znaczy, że czołg zmiażdżył 102 auta? W jaki sposób zmierzono efekty zmiażdżenia? Otóż akredytowany geodeta obliczył wpierw średnią wysokość dachów aut dostarczonych przez Olmet w Tarnowskich Górach. Potem akredytowany sekundant dał znak do rozpoczęcia próby, co obwieszczono wystrzałem. Następnie tajemniczy Stefan ruszył czołgiem i miał 60 minut na zmiażdżenie samochodów.
Aby próba została uznana za udaną, średnia wysokość aut musiała zmniejszyć się co najmniej o 50 proc. Dlatego Marek Pilarek, prezes Garnizonu Górnośląskiego, obserwował i informował czołgistę przez radio, gdzie wystają jakieś drzwi czy inne elementy. Ten precyzyjnie musiał najeżdżać na nie gąsienicami. Adrenalina poszła w górę, gdy liczący ponad 30 ton kolos zaczepił jeden z wraków, który poleciał do góry i upadł na inny, znacznie podnosząc wysokość. Po godzinie nastąpiło kolejne mierzenie przez geodetę. Próbę nadzorował sędzia Guinness World Records, który przyleciał z Londynu obserwować ustanawianie rekordu. Na koniec potwierdził wynik. Próbę uznano za udaną.
Przystępując do ustanowienia rekordu Garnizon Górnośląski ryzykował finansowo. Wpierw musiał zapłacić Guinness World Records 14 tys. funtów, czyli ponad 70 tys. zł. Sama organizacja imprezy także kosztowała. Zaangażowano w nią nie tylko wolontariuszy, ale też sponsorów. Nie było wiadomo, jaki będzie odzew publiczności, a wpływy z biletów stanowiły spory zastrzyk finansowy.
– Czy był stres? Był i to potworny – przyznaje Marek Pilarek, prezes Śląskiej Fundacji Pasjonatów Techniki Militarnej Garnizon Górnośląski. – Zgodnie z prawem Murphy`ego, jeżeli coś ma się zepsuć, to zepsuje się w najmniej odpowiednim momencie. Obawialiśmy się czy nasz czołg wytrzyma.
Dlatego z Muzeum Sprzętu Wojskowego w Mrągowie sprowadzili T-55, dokładnie taki sam model, jak ten, który na co dzień stoi w Zbrosławicach. W biurze Księgi rekordów Guinnessa w Londynie poinformowano ich, że obowiązuje zasada podobna jak w przypadku kolarzy i gdy dojdzie do awarii, można wykorzystać zapasowy sprzęt.
– Gdyby nasz T-55 zaniemógł, wtedy czołgiem z Mrągowa ściągnęlibyśmy go na bok i ten sam kierowca, ale już drugim T-55, mógłby dokończyć próbę – opowiada Marek Pilarek.
W czasie imprezy pobito jeszcze jeden rekord - liczby odwiedzających Muzeum Techniki Militarnej w Zbrosławicach. Tak licznej publiczności chyba nikt się nie spodziewał. Przygotowane przez 5. Pułk Chemiczny w Tarnowskich Górach 1200 porcji grochówki wydano w ciągu półtorej godziny od chwili rozpoczęcia imprezy, nim jeszcze dano znak do rozpoczęcia próby.
– Trzeci rekord jaki pobiliśmy, to rekord szczęścia. Poza publicznością dopisała pogoda, nie nawalił sprzęt, wytrzymał też Stefan, który prowadził T-55, a wewnątrz czołgu była temperatura 70°C. Trzylitrowy pojemnik na wodę, który miał w kabinie, opróżnił w pół godziny, musiał zjechać i uzupełnić płyny. Ale wszystko szczęśliwie się skończyło. Czekamy na oficjalny certyfikat z Londynu – mówi prezes Pilarek.
[FOTORELACJA]29443[/FOTORELACJA]
Czytaj też:
Dożynki i święto kołocza. Ciasto pyszne, Krzysztof Hanke też tak uważa
Dobra zabawa na pikniku rodzinnym w Strzybnicy
GCR Repty. Otwarcie amfiteatru i miasteczko zdrowia
Tarnowskie Góry. Zlot psiaków w piąte urodziny [ZDJĘCIA]
Jej historia sięga czasów Donnersmarcków. Święto przy Lipowej
[ZT]54028[/ZT]