Mural miał być kropką nad i. Poszukiwania wykonawcy zaczęła jeszcze przed pandemią. Też spotkała się z odmowami. W końcu przez stowarzyszenie z Nikiszowca dotarła do emerytowanego górnika, który malował róże przypominające te z Nikiszowca. Był bardzo zainteresowany. Utrzymywali kontakt, ale w kulminacyjnym momencie, tuż przed wykonaniem pomiarów, zrezygnował. Przeszkodą okazał się wiek i zdrowie.
– Był po 70-tce, musiałby wchodzić na 11-metrowe rusztowanie. To chwilowo podcięło mi skrzydła, ale stwierdziłam, że nie po to wymyśliłam, żeby teraz zrezygnować. Skoro panowie mnie do tej pory blokowali, postanowiłam poszukać wykonawców wśród kobiet. Mam wiele kontaktów w środowisku artystycznym. Jedną ze znajomych była Marta Keler ze Strzybnicy, wiedziałam, że ukończyła ASP we Wrocławiu. Miałam dwa pytania: czy zrobi u mnie mural i czy ma lęk wysokości. Zgodziła się i nie bała pracy na rusztowaniu – mówi Natalia Kawka-Bień.
Potrzebny był projekt. Wykonania podjęła się Justyna Janiszewska z Krupskiego Młyna – plastyczka.
– Była uczennicą mojej mamy, śledziłam jej działania artystyczne. Zgodziła się z największą przyjemnością. Róże były jej autorskim projekt, zależało mi, żeby były inspirowane tymi z Nikiszowca, ale nie były dosłownym powtórzeniem. Było kilka wersji, z których wybrałam jedną, dużo na ten temat rozmawiałyśmy. Efekt jest taki, jak oczekiwałam, nie ma w nim przesady – relacjonuje.