Zdarzyło się to chyba w maju albo w czerwcu 1941 roku. Po tylu latach trudno o dokładną datę, nawet, jeśli było się naocznym świadkiem tego wydarzenia. Wtedy to na obozowym boisku w Auschwitz stanęły naprzeciw siebie dwie drużyny piłkarskie. W jednej byli więźniowie z komand roboczych, druga składała się z ich bezpośrednich nadzorców, zwanych kapo. Byli to też więźniowie, najczęściej o kryminalnej przeszłości, którzy z racji swojej funkcji cieszyli się w obozach koncentracyjnych dużymi przywilejami. Podporządkowanych sobie więźniów traktowali na ogół bardzo bezwzględnie i brutalnie, choć wśród kapo zdarzali się też porządni ludzie.
Artykuł archiwalny Krzysztofa Garczarczyka, opublikowany w Gwarku w lipcu 2007 r.
Tamten mecz, ku nieskrywanej złości kapo, więźniowie wygrali 2-1. Co ciekawe, obie bramki dla zwycięzców zdobył chłopak z Tarnowskich Gór – Alojzy Pohl, który w Auschwitz pracował w magazynie odzieży.
– Jaka to była radość, podbudowa psychiczna, trudno to opisać – wspomina 95-letni tarnogórzanin Wincenty Gawliczek, numer obozowy 10246, świadek tego wydarzenia. – Nawet kije kapo, które na nas spadły łatwiej było znieść! Dobrze znałem zarówno Alojzego Pohla, jak i jego starszego brata. Ten drugi grał przed wojną w piłkę nożną w naszej zakładowej drużynie GETEPE (Górnośląskie Towarzystwo Przemysłowe) w Tarnowskich Górach. Bracia byli przykładem dramatu niejednej rodziny na ówczesnym Górnym Śląsku, w której jeden czuł się Polakiem, a drugi uważał się za Niemca. Tak się złożyło, że Alojzy, jako więzień, trafił do Auschwitz, a jego starszy brat służył w SS. Po wojnie za to odpokutował, został skazany na 10 lat więzienia. Potem wyjechał do Niemiec. Spotkałem się z nim w latach siedemdziesiątych, na pogrzebie jego brata Alojzego. Zrazu mnie nie poznał, ale gdy mu wspomniałem o GETEPE bardzo się ucieszył, ożywił. Wspominał kilku zawodników z tamtych czasów. Nie był on zresztą jedynym członkiem naszej przedwojennej drużyny, który czynnie opowiedział się za Niemcami. Gdy wieziono mnie – z dziewięcioma innymi osobami – do Oświęcimia, obok konwojenta siedział z karabinem w ręku... inny zawodnik GETEPE. Po roku, może dwóch spotkałem go w obozie. Poznaliśmy się, lecz obaj udawaliśmy, że się nie widzimy. On był wtedy po cywilnemu. Gdyby miał na sobie mundur (podobno posiadał stopień podoficerski – SS-scharfuhrer) musiałbym przed nim zdejmować czapkę.
Jak wspomina pan Gawliczek, poza Alojzym Pohlem, w meczu więźniów przeciw kapo grał też drugi mieszkaniec z rejonu Tarnowskich Gór, pochodzący z Rept Adolf Christ, który przeżył obóz i po wojnie był milicjantem. Do Auschwitz trafił już w 1940 roku. Pracował w ślusarni.
W swoim czasie cała ślusarnia była zajęta wykonywaniem obozowej bramy ze słynnym napisem w kształcie wstęgi – “Arbeit macht frei" (praca czyni wolnym). Samym wycięciem liter zajmował się więzień Jan Liwacz, mistrz kowalstwa artystycznego. O swoim udziale w stawianiu słynnej bramy Adolf Christ opowiedział Wincentemu Gawliczkowi już po wojnie. Niewykluczone, że przy tej pracy mógł być zatrudniony także inny więzień z Tarnowskich Gór – Julian Grabski.
Hasło “Arbeit macht frei” zostało zaczerpnięte z tytułu książki XIX-wiecznego nacjonalistycznego pisarza niemieckiego Lorenza Diefenbacha. Naziści wykorzystywali je przede wszystkim w czasie zmagań z bezrobociem w Niemczech w latach trzydziestych XX wieku. Potem umieszczano je na bramach wejściowych w niektórych obozach koncentracyjnych (m.in. Auschwitz, Dachau, Gross-Rosen, Sachsenchausen). Hasło to miało oznaczać, że poprzez rzetelną gorliwą pracę, każdy więzień ma szansę na opuszczenie obozu. Więźniowie komentowali to inaczej: “Arbeit macht frei durch Krematorium nummer drei” (Praca czyni wolnym przez krematorium numer trzy).
Ze wspomnianym wyżej meczem piłkarskim w Auschwitz wiąże się także ciekawa postać sędziego tego spotkania. Był im Otto Kiesel, który w obozie przydzielał ludzi do poszczególnych brygad roboczych.
– Kiesel, choć kryminalista, dobrze zapisał się w pamięci Polaków – dodaje Gawliczek. – W 1943 roku, wraz innymi dwoma więźniami uciekł z Auschwitz. Został jednak złapany w Warszawie i przewieziony z powrotem do Oświęcimia. Pod kilku dniach przeniesiono go w inne miejsce. W 1946 roku, na zjeździe więźniów Auschwitz-Birkenau uchwalono przyznanie mu obywatelstwa polskiego.
Czytaj też:
Rusza nabór do pracy w policji, czeka też etat w PINB
Ratownicy proszą o sfinansowanie zakupu quada
Żywa szopka przy piekarskiej bazylice
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz