Najpierw wypróbowała ją na sobie, później się szkoliła, aż w końcu postanowiła, że to świetny pomysł na własny biznes. Bożena Dyrgała z Miasteczka Śląskiego jest dyplomowaną terapeutką ajurwedyjską. – To terapia małych kroków. Czasem wystarczy trochę zmienić codzienne nawyki, żeby poczuć się lepiej – mówi. W czasie wolnym maluje i być może w przyszłości zaprosi na wystawę swoich prac.
Bożena Dyrgała najpierw pracowała na etacie, na różnych stanowiskach. Przygodę z zatrudnieniem na swoim zaczęła w firmie zajmującej się produkcją urządzeń piekarniczych.
– W pewnym momencie podążyłam jednak za głosem serca, bo gdy robi się to, co się kocha, to uskrzydla, daje ogromną radość i satysfakcję. Siedem lat temu zaczęłam głębiej wchodzić w wiedzę ajurwedyjską, a od 4 lat jestem dyplomowaną terapeutką – wspomina Bożena Dyrgała.
Wybór ajurwedy nie był przypadkowy. Nasza rozmówczyni w dzieciństwie często chorowała. Szukała więc alternatywnych metod leczenia. Próbowała różnych rzeczy, w tym medycyny chińskiej. W końcu trafiła na ajurwedę.
– Zastosowałam ją i zobaczyłam pozytywne efekty. Z czasem płynnie przeszło to we własną działalność. W międzyczasie zaliczałam różne kursy i szkolenia, co dużo mi dało. Zresztą cały czas się dokształcam. Jestem swego rodzaju przewodniczką po naturalnych ścieżkach zdrowia – mówi miasteczkowianka.
Wystarczy zacząć od małych kroków
Branża jest niszowa, część osób patrzy na nią z dystansem, ale zainteresowanych terapią ajurwedyjską nie brakuje. Najczęściej decydują się na nią osoby otwarte na nowe rzeczy i takie z dolegliwościami, przy których lekarze rozkładają ręce i nie wiedzą, jak jeszcze można pomóc. Przeważają wśród nich kobiety, choć mężczyzn powoli przybywa. Bożena Dyrgała zajmuje się też koncertami i masażami misami tybetańskimi, przy których liczy się i dźwięk, i wibracje czy masażem ciepłym olejem. Prowadzi już sama warsztaty i szkolenia.
Przyznaje, że na razie nie spotkała się z negatywnym podejściem do ajurwedy. Za to jej zdaniem na tarnogórskim rynku są problemy z przebiciem się z informacją o warsztatach czy innych ciekawych wydarzeniach. Bywa, że przychodzi na nie garstka osób.
– Każdy człowiek jest inny, dlatego terapia ajurwedyjska dobierana jest dla każdego indywidualnie. Wystarczy zacząć od małych kroków. Na przykład zamiast pić zimną wodę z lodem lepiej sięgnąć po szklankę przegotowanej, ciepłej lub w temperaturze pokojowej. Lepiej się wchłania – radzi bizneswoman.
W ajurwedzie fascynuje ją logika, wzajemne powiązanie różnych czynników. Im bardziej się ją poznaje, tym bardziej wciąga. – To niesamowita wiedza i choć tego nie planowałam, bardzo się w to zaangażowałam – stwierdza mieszkanka Miasteczka Śląskiego.
Przy czym nie chodzi tu o zrezygnowanie z tradycyjnej medycyny. – Przy różnych schorzeniach warto iść dwoma ścieżkami. Terapia ajurwedyjska i misy tybetańskie na pewno nie zaszkodzą, a mogą pomóc – przekonuje Bożena Dyrgała.
Niedawno była w Indiach, w ośrodku ajurwedyjskim. Zauważa, że tylko 20 proc. mieszkańców Indii praktykuje tę formę leczenia. – Widocznie tam też łatwiej sięgnąć po tabletkę niż zastanowić się, jak zmienić styl życia, nawyki i to wcale nie w drastyczny sposób. Tymczasem warto lepiej siebie poznać, a nie podążać za trendami i modami – zaznacza terapeutka.
Malarstwo w pracowni profesora
W czasie wolnym zajmuje się malarstwem w pracowni tarnogórskiego artysty prof. Wernera Lubosa. Przyznaje, że zajęcia do łatwych nie należą, ale są bardzo interesujące. – Malując, można się oderwać od rzeczywistości. Jednak przede wszystkim zajęcia dają mi ogromną radość – mówi Bożena Dyrgała.
Na razie maluje przede wszystkim dla siebie, choć kiedyś jej prace można było zobaczyć na zbiorowej wystawie w Miejskim Ośrodku Kultury w Miasteczku Śląskim. Nie ukrywa jednak, że coraz bardziej wciąga się w malowanie, rozwija i może w przyszłości zaprosi na swoją indywidualną wystawę.
W czasie wolnym lubi też spacerować w lesie ze swoimi dwoma psami. Co ciekawe, na jednym z nich "wypróbowała" skuteczność masażu misami tybetańskimi. Z sukcesem – zwierzę szybko wyszło z kontuzji barku, choć było ryzyko, że może już kuleć do końca życia.
Czytaj też:
Własny biznes po czterdziestce? Zdecydowanie tak!
Biznes z nutami. Muzyka pomoże nawet inżynierowi
Biznes na obcasach: zero waste i trudne starcie z depresją
Biznes na obcasach: Katarzyna Młotek. Komiks grozy, karate i praca 2 na 7
[ZT]58563[/ZT]