Zamknij

Tarnowskie Góry, Rybna. Oskarżyli go, żeby przypodobać się władzom. Zginął w obozie

20:07, 01.06.2024 Krzysztof Garczarczyk
Wojciech Płóciennik (drugi od lewej) z żoną Władysławą (w białym stroju) i rodziną. Fot. Archiwum Wojciech Płóciennik (drugi od lewej) z żoną Władysławą (w białym stroju) i rodziną. Fot. Archiwum

W Rybnej, dzielnicy Tarnowskich Gór, znajduje się niewielka ul. Płóciennika. Prostopadle do niej biegnie ul. Powstańców Warszawskich, która przed II wojną światową była ul. Główną. Właśnie przy ul. Głównej mieszkał w tym czasie, z żoną Władysławą i synem Tadeuszem, Wojciech Płóciennik, policjant z posterunku w Boruszowicach.

Artykuł archiwalny Krzysztofa Garczarczyka, opublikowany w Gwarku w grudniu 2005 r.

Płóciennik nie był rodowitym Ślązakiem, pochodził z Wielkopolski. Urodził się 14 kwietnia 1893 r. w Bninie. Walczył w Powstaniu Wielkopolskim. Później był zatrudniony w biurze pośrednictwa pracy w Pleszewie, gdzie dowiedział się, iż w województwie śląskim potrzebują policjantów. Postanowił więc przenieść się na Górny Śląsk.

Szkołę policyjną w Świętochłowicach ukończył w 1926 r. Najpierw pełnił służbę w Tarnowskich Górach, potem przeszedł na posterunek do Boruszowic.

Wojciech Płóciennik (drugi od lewej) z żoną Władysławą (w białym stroju) i rodziną. Fot. Archiwum

Ucieczka i powrót

W sierpniu 1939 r. policjanci w nadgranicznych Boruszowicach notowali wzmożone przypadki nielegalnego przekraczania granicy i ucieczek do Niemiec. W ostatnich dniach sierpnia władze polskie zdecydowały o ewakuacji ze strefy przygranicznej polskich funkcjonariuszy państwowych i ich rodzin.

Władysława Płóciennik z 8-letnim synem i innymi ewakuowanymi rodzinami znalazła się najpierw w Tarnowskich Górach, aby ostatecznie wozem konnym dotrzeć do Buska-Zdroju. Po pewnym czasie w tym miasteczku nieoczekiwanie pojawił się Wojciech Płóciennik, przypadkowo spotykając się z rodziną.

Uciekając przed Niemcami Płóciennikowie dotarli aż Kowel na Wołyniu. Po wejściu do Polski Armii Czerwonej, uciekinierzy postanowili wracać do Rybnej, gdzie – pod opieką siostry Wojciecha, Franciszki – zostawili dom i gospodarstwo z żywym inwentarzem.

Decyzja o powrocie nie była łatwa, bo były polski policjant i powstaniec wielkopolski mógł obawiać się represji ze strony władz okupacyjnych. Do domu wracali więc z niepokojem, okrężnymi, tylnymi drogami, pytając napotkanych ludzi, czy na miejscu nie spotka ich aby co złego. Opinie te były raczej uspokajające, ale gdy w październiku dotarli do Rybnej, ich radość nie trwała długo.

Nazajutrz, po pierwszej nocy spędzonej w rodzinnym domu, Wojciech Płóciennik musiał zameldować się w Urzędzie Gminnym w Strzybnicy. Poszedł tam, ale do rodziny już nie wrócił. Został natychmiast aresztowany i uwięziony w piwnicach urzędu. Prawdopodobnie powodem jego zatrzymania była nie tylko służba w polskiej policji, ale także oskarżenia nieprzychylnych mu ludzi, chcących przypodobać się władzom.

Ze strzybnickiego aresztu Płóciennika wysłano pod eskortą do więzienia w Tarnowskich Górach, stamtąd zaś do Poznania.

- Byłam świadkiem, jak brata wyprowadzali z piwnicy relacjonowała po wojnie jego siostra, Franciszka Wyszkowska. - Wyszedł całkiem nerwowy, włosy zwichrzone, spodnie bez paska podtrzymywał rękami. Musiał przez cały szpaler drabów przechodzić, którzy się naśmiewali: „To jest ten polski policjant, ten polski bandyta”. Wieczorem, jeszcze przed wywiezieniem brata, chodziłam koło tych piwnic i chciałam mu zanieść coś do jedzenia. Czekałam na jakiś znak, ale nie udało się do niego dostać, bo był strzeżony.

Obóz krwawej zemsty

10 października 1939 r. na terenie dawnego pruskiego Fortu Colomba w Poznaniu, stanowiącego kiedyś fragment systemu obronnego miasta, otwarto więzienie gestapo o charakterze obozu koncentracyjnego. Miejsce to, zwane Fortem VII, szybko zyskało wśród Polaków ponurą sławę, stając się miejscem kaźni wielu setek ludzi. Sami Niemcy nazywali Fort VII „obozem krwawej zemsty”.

Właśnie do Fortu VII trafił Wojciech Płóciennik, a wraz z nim wielu Polaków z Górnego Śląska. 13 stycznia 1940 r. został rozstrzelany. Miejsca jego pochówku nie udało się ustalić.

- Moja mama do swojej śmierci w 1969 r. nie wiedziała dokładnie, gdzie zginął ojciec – opowiada syn Tadeusz Płóciennik mieszkający w Bytomiu. - Gdy w latach 70. odwiedziłem rodzinne strony, z wielką radością zauważyłem, że jedna z ulic w Rybnej nosi nazwisko mojego ojca. Uświadomiłem sobie, że pamięć o jego śmierci przetrwała, a jego ofiara nie była nadaremna.

Czytaj też:

Budują gazociąg. Utrudnienia na 3 ulicach

Nie żyje górnik poszukiwany po wstrząsie w kopalni

Jerzy Macoła. Tablica pamiątkowa dla artysty

[ZT]50914[/ZT]

 

(Krzysztof Garczarczyk)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
0%