Nie pierwszy raz zdarza mi się okazja zaprezentowania twórczość w mediach. Współpraca z redakcją "Gwarka" to już ho, ho! Kilkanaście dobrych lat. Tak, dobrych, bo źle się nie współpracuje, a powody są banalnie proste. Nikt mi barier w myśleniu nie stawia, a ja wyczuwam intencje tygodnika i wiem czego ode mnie oczekują. Gdybym wypisywał bzdury, najpierw spotkałbym się z polemiką, a jeśliby prezentowane treści miały zupełnie wątpliwą wartość, z pewnością usłyszałbym - dziękujemy Janku, wystarczy!
Podobnie wygląda moja współpraca z innymi mediami, artystami, twórcami, organizatorami. Mam za sobą wiele przedsięwzięć literackich, scenicznych, wystawowych i podsumowując to, wcale nie powiem odkrywczo, że działać należy tak długo, jak tylko widać jeszcze pozytywne możliwości rozwoju. A co potem? Pa, pa! Nic na siłę, tego nauczono mnie na studiach, a konkretnie podczas zajęć z położnictwa zwierząt domowych. Jeśli coś ma się urodzić, a to coś przychodzi nieco trudniej niż zwykle, to należy znać sposoby rozwiązania, ale nikogo nie męczyć. Zwłaszcza życiodajnego albo twórczego źródła.
Powyższe słowa piszę tytułem wstępu do nowego rozdziału działalności literackiej w internetowym wydaniu "Gwarka". Skończył się blog, pisałem go z rozpędu, bo niejako był kontynuacją pamiętników, które piszę od dawna, a które teraz zalegają i ze starości żółkną w pokaźnej szufladzie. Czas jest akurat przełomowy w skali światowej, przypominać nie muszę. Dotyczy to także rzeczywistości naszej, polskiej, co może być niewiadome chyba tylko dla pustelnika albo człowieka przebudzonego z hibernacji. Myślę, że obecnie jest również dla mnie okazja do przełomu, do nowej przygody.