Miało być o kreplach, ostatkach, śledziu. Miało być wesoło, bo czas ten zwykle wesoły bywa. Miało być, ale nie będzie. Z przyczyn oczywistych.
I właściwie nie wiem, co pisać. Czy to, że nigdy nie będzie już tak, jak kiedyś? Czy to, że tak kończą się dyktatorskie zapędy mniejszych lub większych Fuhrerków, zbawców narodu i innych kreatur, którzy dla własnego samopoczucia skręcają wybory tak, by ich było na wierzchu?
A może mam pisać, że parędziesiąt kilometrów od naszej granicy, młodzi chłopcy walą do siebie ostrą amunicją? Może mam napisać, że tam nie jest tak, jak w "Pancernych"? Że tam nie ma dobrego pułkownika, durnowatych obergefreitrów, a faceci w uszankach z gwiazdą to nie dziadki-mrozy?
Daruję sobie, bo jestem wstrząśnięty. Bo wstrząśnięty powinien być każdy w miarę uczciwy człowiek. A najgorsze jest to, że nie wiem, co robić.
Jako kulawy sześćdziesięciolatek na barykady nie polecę, ochotnikiem nie zostanę. Mogę najwyżej czekać, że a nuż któregoś dnia okażę się do czegoś potrzebny.
Czekać i patrzeć, co dzieje się te parędziesiąt kilometrów od kreski na mapie. I cieszyć się (jakże gorzka to radość), że od połowy mojego życia mieszkam w kraju, który związał się z cywilizacją, na którą przemożny wpływ mieli starożytni Grecy i Rzymianie, co chroni nas teraz, jako członków wspólnoty, przed wysyłaniem wojska z internacjonalistyczną misją.
Że nierealne? To przypomnij sobie, jeden z drugim, gdzie nasi żołnierze byli w 1968 roku. I zastanów się, czy naprawdę chcieli tam być, z tego całego poczucia internacjonalistycznego obowiązku.
Przyjmiemy uchodźców. Tym razem żaden kretyn nie każe budować muru i kolczastych zasieków. Pomożemy im, bo to tacy sami ludzie, jak i my. Bezradni wobec zapędów sąsiada - prezydenta, liczący na to, że ich inni, przyzwoici sąsiedzi do siebie przygarną.
Miało być wesoło, o kreplach, karnawale, itd. Może nam myśl rozweseli to, że pomagać innym, to naprawdę fajna sprawa. I niech tak zostanie, czego sobie i Wam życzę.
[FOTORELACJA]26803[/FOTORELACJA]