Zamknij

Pustelnik znad Małej Panwi. Nie jest to historia ze średniowiecza, pustelnicza chatka koło Zielonej była zamieszkana jeszcze 50 lat temu

16:59, 20.12.2020 J.M
Skomentuj Po Garbatym Moście pozostała już tylko nazwa, ale sądząc po śladach na piasku, przez bród dalej przeprawiają się samochody. Widoczna na zdjęciu z prawej  strony kładka też już nie istnieje. Fot. Jarosław Myśliwski Po Garbatym Moście pozostała już tylko nazwa, ale sądząc po śladach na piasku, przez bród dalej przeprawiają się samochody. Widoczna na zdjęciu z prawej strony kładka też już nie istnieje. Fot. Jarosław Myśliwski

Nie jest to historia ze średniowiecza, pustelnicza chatka między Zieloną a Woźnikami była zamieszkana jeszcze 50 lat temu. I nie było to też epizod, gdyż nazwisko pustelnika dobrze kojarzyli mieszkańcy okolicznych miejscowości.

Po Garbatym Moście pozostała już tylko nazwa, ale sądząc po śladach na piasku, przez bród dalej przeprawiają się samochody. Widoczna na zdjęciu z prawej  strony kładka też już nie istnieje. Fot. Jarosław Myśliwski

"Kilka miesięcy wcześniej usłyszałem o pustelniku. Że nazywa się Sznajder i mieszka w lasach gdzieś nad Małą Panwią" - rozpoczyna opis swej wyprawy do chatki pustelnika Józef Tyrol w książce "Dawno temu w lesie". Inna pisownia nazwiska pustelnika pojawiająca się w publikacji to Schneider.

Józef Tyrol wyruszył z Woźnik, drogą koło drewnianego kościółka św. Walentego, w kierunku Zielonej. Szedł dawnym traktem bytomskim, wytyczonym jeszcze w średniowieczu. Po kilku kilometrach zboczył nieco, pustelnik nie mógł przecież mieszkać przy dukcie, który raz po raz ktoś przemierzał.

"Zacząłem się już obawiać, że moja wyprawa na ślepo skończy się niczym, kiedy dostrzegłem jadącego na rowerze człowieka. Miałem szczęście, trakt przecinał strumyk, nad nim z boku ktoś przymocował między dwiema sosnami wąską kładkę, więc żeby dostać się na drugi brzeg mężczyzna zsiadł z roweru, a ja zdołałem go dopędzić. Człowiek utwierdził mnie w przekonaniu, że to na wschód od drogi. Pustelnik chyba zachorował i zabrano go do siostry do Bytomia, dodał jeszcze. Powiedzieliśmy sobie do widzenia, a po kwadransie w sosnowym starodrzewiu znalazłem malutką chatkę, albo raczej masywny szałas otulony grubo ściółką aż po daszek kryty kawałkami papy. Odchyliwszy mikroskopijne drzwi, wsunąłem się do środka mocno pochylony, prawie na czworakach. Pamiętam siekierę opartą o wąską pryczę i książeczkę do nabożeństwa na półce z surowej deski. Parędziesiąt metrów na północ od chatki teren łagodnie opadał w podmokłą kotlinkę, na wschodzie prześwitywała spomiędzy drzew łąka. Od ściany lasu oddzielał ją strumyk, który wkrótce wpadał do innego strumienia, tamten z kolei łączył się po kilkuset metrach z Małą Panwią" - czytamy w książce "Dawno temu w lesie".

Jak wyjaśnia Józef Tyrol, łąka nazywa się Chylowa, a strumień wpadający do Małej Panwi to Łana. Gdyby ktoś chciał się wybrać w tamte rejony, znajdzie owe miejsca na mapie Leśnej Rajzy.

Autor książki zostawia póki co pustelnika Sznajdera vel Schneidera w spokoju i oddaje się opisywaniu dziejów lasów nad górnym biegiem Małej Panwi. Znajdujemy tu m.in. historię Garbatego Mostu, którego konstrukcja w środkowej części była kiedyś wypukła i stąd jego nazwa. Przez lata naprawiano go i wymieniano kolejne elementy konstrukcyjne, ale woźnice woleli nie ryzykować wjazdu na chybotliwy most i przeprawiali się obok niego, przez piaszczysty bród.

"Trakt stał się bardzo ruchliwy - o każdej naprawie mostu, zamknięciu w związku z tym drogi oraz objeździe przez Żyglin informowała prasa lokalna. Jeszcze po II wojnie światowej korzystały z mostu i brodu furmanki załadowane bytomskim czy radzionkowskim węglem" – podaje Józef Tyrol.

Bywało, że przeprawianie się przez bród kończyło się ugrzęźnięciem. W latach 60. XX wieku dno wzmocniono kilkoma ciężarówkami gruzu. Po moście pozostała już tylko nazwa. Jeszcze kilka lat temu była w tym miejscu kładka. Potem miejsce przeprawy dla pieszych i rowerzystów przeniesiono kilkanaście metrów w dół rzeki. Jesienią tego roku wezbrane wody Małej Panwi "przesunęły" ją jeszcze nieco niżej. Przy Garbatym Moście miała kiedyś działać kuźnica. Nie pozostał po niej ślad.

Wróćmy do pustelnika Schneidera, na którego temat internet milczy. Pojawia się wprawdzie pewien trop. To film o pustelniku zatytułowany "Aż po grób", wyreżyserowany przez Aarona Schneidera. Główny bohater żyje w samotności, dlatego że, jak mówią ludzie z okolicznych miejscowości, ma na swoim sumieniu straszne rzeczy i dlatego unikają go jak ognia. Pewnego dnia pustelnik przyjeżdża do miasta ze strzelbą i plikiem pieniędzy. Chce opłacić swój pogrzeb za życia, podczas którego każdy, kto zna jakąś historię o nim, będzie mógł ją opowiedzieć. Trop okazuje się fałszywy, film oparty jest na prawdziwych wydarzeniach, ale nie znad Małej Panwi, lecz z Tennessee.

U Józefa Tyrola pustelnik pojawia się jeszcze na końcu rozdziału. Wiadomo, że czasami spędzał zimę u siostry w mieście, potem wracał do swojej głuszy nad Małą Panwią. "Karol Schneider, ponad 30 lat pustelnik, zmarł w Bytomiu około 1970 r.".

[ZT]26949[/ZT]

 

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(1)

Tomcyw Tomcyw

0 0

Kładka jest i piękna stanica a do końca roku ścieżka dydaktyczna o kuźni 21:32, 18.07.2023

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

reo
0%