Gdy 30 stycznia 1933 r. kanclerzem Niemiec został Adolf Hitler, w Polsce zaczęto obawiać się rychłego konfliktu z zachodnim sąsiadem.
W razie wojny duże znaczenie miała obrona uprzemysłowionego regionu Górnego Śląska i Zagłębia Dąbrowskiego. Polskie władze wojskowe uznały, że gwarantem skutecznej obrony rejonu przemysłowego będzie system fortyfikacji stałych, do budowy których przystąpiono wiosną 1933 r.
Początkowo budowano pas umocnień rozciągających się na długości ponad 20 km, od Bobrownik i Wymysłowa na północy po Halembę i Kochłowice na południu. Budowę tej części fortyfikacji zakończono jesienią 1938 r. Systemowi umocnień nadano nazwę Obszar Warowny „Śląsk”.
Do jego rozbudowy przystąpiono wiosną 1939 r., gdy Niemcy zajęły Czechosłowację.
Przygraniczne fortyfikacje stanowiły od samego początku ważny cel działań niemieckiego wywiadu, zapewne prowadzonych także z powietrza. W każdym razie przypadki naruszenia przez niemieckie lotnictwo polskiej przestrzeni powietrznej w pasie przygranicznym nie należały w latach 30. do rzadkości i nieraz pisały o nich ówczesne gazety.
Nic więc dziwnego, że niespodziewane pojawienie się niemieckiego samolotu 9 marca 1934 r. na polach pod Pyrzowicami, w rejonie tzw. Glinianek, wywołało podejrzenia, iż lotnik wykonywał zadania szpiegowskie.
O sensacyjnym pojawieniu się intruza miejscowa ludność natychmiast powiadomiła funkcjonariuszy Policji Państwowej z posterunku w Sączowie. Stróże prawa zabrali lotnika na posterunek, a przy samolocie otoczonym przez zbiegowisko mieszkańców ustawili straż.
Ze względu na ważność sprawy na miejscu pojawili się komendant powiatowy policji z Będzina i oficer WP w randze majora, który przybył specjalnie z Dowództwa Okręgu Korpusu w Krakowie.
Dochodzenie ustaliło, że niemiecki samolot, pilotowany przez Eryka Bioneta wystartował z lotniska w Gliwicach, a na polach pod Pyrzowicami wylądował ok. godz. 13.
Pilot tłumaczył się śledczym, że przez fatalne warunki atmosferyczne pobłądził podczas ćwiczeń, a w końcu zmuszony został do awaryjnego lądowania, jak się okazało już po polskiej stronie granicy.
Wyjaśnienie te polskie władze uznały widocznie za wiarygodne, bo zatrzymanie pilota nie trwało długo. Z aresztu Bionet został zwolniony już 10 marca, a do Gliwic mógł nawet polecieć swoim samolotem, który nie ucierpiał podczas awaryjnego lądowania.
Sprawa ta wywołała wiele pogłosek i spekulacji, a w Pyrzowicach, Ożarowicach czy Zendku długo jeszcze była głównym tematem rozmów.
Artykuł archiwalny Krzysztofa Garczarczyka, opublikowany w Gwarku z 7 grudnia 2010 r.
[ZT]38683[/ZT]
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz