W sobotę, w porze dopołudniowej przed zbrosławickim marketem stoi wiele samochodów. Zaparkować musiałem daleko od wejścia, za to niedaleko od Dramy. Z przerzedzonych i bezlistnych przecież w zimie zarośli nad rzeką wyłoniła się postać. Taki nietuzinkowy człowiek, ale z kategorii raczej negatywnie społecznej. Użyłem eufemizmu dla słowa menel, bo jak się później okazało... Nie, nie uprzedzajmy wydarzeń.
Osobnik podszedł do mnie i ochrypłym głosem zapytał:
- Wierzysz w utopce?
Rozbawiło mnie pytanie. Często takie słyszę rozmawiając na temat demonów śląskich i zwykle przytakuję. Dlatego i tym razem odpowiedziałem bez namysłu:
- Wierzę, bo co?
- Bo ja właśnie jestem utopcem.
Faktycznie tak wyglądał, a poza tym wilgoć z niego biła jak para z czajnika.
- Mam do ciebie prośbę - spodziewałem się, że to usłyszę od menela przed sklepem.
- Podejrzewam, że chcesz ode mnie pieniądze na jedzenie. Wiem także, że zamiast jedzenia kupisz piwo.
- Tak! Tak właśnie miało być. Gościu, teraz wiem, że wierzysz w utopce i jesteś ich przyjacielem. Daj mi na piwo, bo woda mi obmierzła. Spełnię twoje trzy życzenia.
- W złotą rybkę się zabawiasz? - parsknąłem śmiechem i zaraz wymyśliłem coś, co zbiłoby go z tropu. - Dobrze, spraw więc, żeby Drama była pełna różnych ryb.
- Szalony jesteś! Przecież w takiej rzeczce dużo ryb nie uchowa się. Co będą jadły? Tlenu im nie wystarczy, poduszą się - utopiec mówił całkiem rozsądnie.
- W takim razie spraw, żeby Drama był szeroka jak Wisła - drugie życzenie było według mojego rozmówcy jeszcze bardziej szalone.
- Zdajesz sobie sprawę, co się stanie? Przecież zatopi się wszystkie domy najniżej położone w dolinie. Zastanów się człowieku! - postukał się w czoło.
Znudziła mnie już ta zabawa, dlatego moje kolejne życzenie był bardzo przyziemne i na czasie:
- Masz tu na dwa piwa - wysupłałem z portfela jakieś drobne - i daj mi święty spokój. To jest moje jedyne życzenie.
- Przyjacielu, jesteś wielki! - interlokutor uśmiechnął się pełnią bezzębnych ust.
Pozbyłem się intruza, mogłem spokojnie zrobić zakupy. Kiedy wkładałem torby do bagażnika, znowu wpadła mi w oko postać utopca. Szedł wydeptaną ścieżką przez chaszcze w kierunku Dramy i... zniknął. Rozpłynął się, bo przecież nie utopił w wąskiej i płytkiej rzece.
No tak, w Dramie niewiele ryb się uchowa, ale dla utopca miejsca jest pod dostatkiem.