25 lat temu w Tarnowskich Górach miała powstać strefa płatnego postoju. Ćwierć wieku później, jak jej nie było, tak nie ma. To, co dobre w Paryżu, Pradze i Londynie u nas okazało się nie do przyjęcia.
Niedobór miejsc do parkowania to sprawa w Tarnowskich Górach nie taka znów nowa. Okazuje się, że mówiono o tym już 25 lat temu. Ba! Miasto zabierało się wtedy za rozwiązanie problemu. Jak to jednak zwykle bywa, dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane. Problem pozostał, a raczej narósł, bo miejsca w mieście tyle samo, a aut jest znacznie więcej.
"Jeśli w budżecie miasta będą pieniądze, to w przyszłym roku tarnogórzan czeka komunikacyjna rewolucja. Zmieni się organizacja ruchu na wielu ulicach, a za parkowanie w centrum trzeba będzie płacić" - pisał Gwarek w listopadzie 1998 roku. Asumptem do napisania artykułu była dyskusja na forum Rady Miejskiej i uchwała intencyjna w sprawie organizacji ruchu i powołania strefy płatnego parkowania.
Ćwierć wieku temu, jak pisał Gwarek, problemem było np. zapewnienie miejsc postojowych dla pracowników firm. Co bardziej przedsiębiorczy próbowali sobie załatwiać tak zwane koperty, czyli miejsca parkingowe na wyłączność. Próbowali nie znaczy wcale, że załatwili. Jak informował wówczas Miejski Zarząd Ulic i Mostów w Tarnowskich Górach, petentów zniechęcała cena. Koszt kopert był horrendalny, liczono go mnożąc m.in. wartość liczby oktanowej benzyny i jej cenę.
Rozwiązaniem miało być płatne parkowanie. Gazeta pisała, że wstępem do jego wprowadzenia będzie duża reorganizacja ruchu w centrum. Plany (podobno częściowo zaakceptowane przez wojewodę - wówczas - katowickiego) przewidywały zmiany w oznakowaniu ulic. Zmiany potrzebne były, by z ulic dwukierunkowych powstały jednokierunkowe. Już tylko to miało, jak się to pięknie nazywa, generować większą liczbę miejsc do parkowania. Ale zapowiadane zmiany to dopiero przygrywka. Po nich zapowiedziano badania ruchu, a potem dopiero wniosek do wojewody o zgodę na strefę płatnego postoju.
Jak kierowcy mieli płacić? Parkomaty na bilon lub kartę? Nie. Mówiono wówczas, że w Tarnowskich Górach nie zda to egzaminu (dziwne, że w Londynie i Paryżu zdaje). Wymyślono więc, że kierowca zobligowany zostanie do kupna specjalnych biletów, których dystrybucją zajmą się kioski. Najwyraźniej nie przypuszczano, że w ciągu najbliższych lat większość z nich zostanie zlikwidowana.
Przewidywano również, że będą ulgi w opłatach. Jedna z nich to ulga dla tarnogórzan. Zapowiadano również, że prace nad strefą potrwają kilka miesięcy, co tłumaczono przepisami o zamówieniach publicznych.
25 lat temu planowano również budowę drogi łączącej okolice dworca ze skrzyżowaniem ul. Bytomskiej z ul. Legionów. Byłoby to odciążenie dla ruchliwej ul. Piłsudskiego i Bytomskiej. Prace wstrzymywały jednak władze wojskowe. Droga, według zamysłu, miała bowiem kolidować z rampą kolejową. Był to obiekt strategiczny, bo w razie "W" tam miały być podstawiane pociągi do ewakuacji mieszkańców.
Czytaj też:Odzyskało prawa miejskie, potem je straciło. Rosło razem z Hutą Cynku
[ZT]41141[/ZT]
Bebok09:38, 18.04.2023
3 0
Włodarzy naszego miasta nie da się porównać żadną miarą z włodarzami stolic europejskich, nie ten poziom i jakość myślenia. Skoro sobie zapewnili bezproblemowy dojazd samochodem do miejsca pracy to niby dlaczego mają martwić się o jakieś tam miejsca parkingowe dla mieszkańców. Co najwyżej przed nadchodzącymi wyborami zlecą wykonanie paru metrów chodnika, a w tym roku ścieżek rowerowych, i już będą mieli się czym chwalić w kampanii wyborczej. 09:38, 18.04.2023
Olo06:45, 21.04.2023
0 0
Ja tam pamiętam we wczesnych latach 80 jakieś parkometry na bilon na ulicy Piastowskiej. 06:45, 21.04.2023