W parku Miejskim w Tarnowskich Górach, obok koncertowej muszli, stoją dwie stare donice. Kiedyś było ich więcej, ale psotnik czas pozostawił tylko czworo- i siedmioboczną.
Artykuł archiwalny Alicji Kosiby-Lesiak opublikowany w Gwarku w sierpniu 2008 r.
Pamięć o nich przywrócił mi cykl „Małe jest piękne” prezentujący w Gwarku nieliczne z wielu, zdobnicze detale architektoniczne Tarnowskich Gór. Te pokazane dotychczas, odnalazły się na ścianach tarnogórskich kamienic. Ale to nie jest jedyne miejsce gdzie można je spotkać.
Maszkarony i reliefy zdobią drzwi („Inny Śląsk”), meble („Secesja”), a nawet były elementami biżuterii. Nie raz obracając na palcu dziecięcy pierścionek stałam obok tych donic. Przyznaję się, że podlotkiem będąc siedziałam na nich stukając piętami o ich ścianki. I wyznaję, że nigdy nie naszła mnie myśl, by sprawdzić dokładniej, co na nich jest.
Bo coś było - podsunęła mi pamięć.I jest. Na tej czworobocznej, to w czterech scenkach krótka historia odwołująca się do jakiejś bajki o zazdrości i łakomstwie lub do biblijnych lisów w winnicy.
Scenka pierwsza: żerująca na drzewie para ptaków, której przygląda się lis. Na drugiej przy pomocy innego ściąga ptaki z drzewa, by w trzeciej, wspinając się po grzbietach następnych przybyłych na pomoc, dostać się do tego, czym pożywiały się ptaki. A że to nie jest pokarm dla lisa, na czwartej odchodzi wyraźnie zawiedziony. Ale i ptaków napełniających sad lub winnicę śpiewem, już nie ma.
Druga donica to prawdziwa lub wymyślona historia przyjaźni od kolebki dwóch mężczyzn. Przyjaźni, która mimo rozstania i odmiennych kolei losów, znów łączy bohaterów scenek. Nad poszczególnymi - wyrytymi na różniących się od siebie kształtami kartuszach - znajdują się na przemian pyski lwa, psa i kota. Scenki oddzielone są ulokowanymi na krawędziach donic maszkaronami. Wszystkie to torsy męskie z uniesionymi ramionami, każdy z inną twarzą. Dolne części sylwetek to dziwacznie splątany dwugłowy wąż. A między głowami na przemian goleń z kopytem lub czteropalczasta dłoń.
Wątpię, by ktokolwiek wytłumaczył symbolikę tych dziwadeł. Ale nie wykluczam, że jest to możliwe i łatwiejsze niż renowacja tych donic. Tym bardziej, że bardzo je już czas nadgryzł, z chińskiej porcelany nie są, nie wiadomo, kto je zrobił, na czyje zlecenie, skąd się właściwie w parku wzięły.
Wdzięczna jestem inicjatorom projektu „Żywa historia Tarnowskich Gór”, poszukiwaczom zapomnianego, że dostarczyli mi powodu do wspomnień, w których odnalazły się i te donice. Mam nadzieję, że odnalazły się na tyle wcześnie, by ich jakiś uczynny miłośnik sztuki nie mógł przenieść do swego sadu lub winnicy. Choć może tak byłoby dla nich lepiej...
Czytaj też:
Krajobraz po końcu świata. Tornado niszczyło wszystko na swej drodze
Tarnowskie Góry. Dzieci z ul. Gliwickiej i Strzeleckiej
Tarnowskie Góry. Wizyta z tatą u Sedlaczka. Bezy i soki od Sedlaczkowej
[ZT]43236[/ZT]