Obecny kościół parafialny św. św. Apostołów Piotra i Pawła w Kotach został wzniesiony w 1714 roku, za czasów proboszcza ks. Jana Franciszka Nessytki, w miejscu poprzedniej, drewnianej świątyni. Nowy murowany kościół stanął na piaszczystym, niepewnym gruncie, a przy jego budowie dopuszczono się wielu zaniedbań i uchybień. Nic dziwnego, że w murach i sklepieniu budowli szybko pojawiły się niebezpieczne szczeliny, a wieża z upływem lat coraz bardziej zaczęła się przechylać.
Artykuł archiwalny Krzysztofa Garczarczyka, opublikowany w Gwarku w lutym 2007 r.
W obawie przed zawaleniem się kościoła, w latach 1763-1774 nie odprawiano w nim nabożeństw, które sprawowano w kościele filialnym w pobliskim Tworogu. Opuszczona świątynia, z powypadanymi oknami i dziurawym dachem, zamieniała się w ruinę. Na szczęście ówczesny proboszcz parafii Koty - Tworóg, ks. Andrzej Zanner, przekonał hrabiego Franciszka Józefa de Colonna, właściciela majoratu Tworóg, do pomocy w odrestaurowaniu zrujnowanego kościoła. Znaczącego wsparcia udzieli też parafianie, zwłaszcza ci bardziej majętni.
Kościół w Kotach został gruntownie wyremontowany i zabezpieczony przez zawaleniem. Niestety, szybko pojawiły się nowe problemy, o których wspomina w cennej kronice “Liber Archivialis Parochiae Tworogiensis” ks. Walenty M. Hoscheck, proboszcz parafii Koty - Tworóg w latach 1785 – 1802. Oto w 1788 roku nieznani sprawcy, tacy ówcześni zbieracze złomu, wykorzystując brak właściwego dozoru ze strony kościelnego, skradli żelazne umocnienia, wiążące ściany kościoła. Choć musieli użyć do tego nie lada siły i narzędzi, nikt nie słyszał żadnego hałasu, a złodzieje przepadli, jak kamień w wodę.
W 1792 roku miało miejsce inne, jeszcze bardziej bulwersujące wydarzenie. W deszczową noc, z 25 na 26 września, złodzieje włamali się do wnętrza kościoła, wykorzystując do tego okno w zakrystii. Wcześniej próbowali wyłamać główne drzwi, ale te stawiły im zdecydowany opór. Zresztą także okno w zakrystii łatwo nie dało się sforsować. Aby przez nie wejść złodzieje musieli wyrwać nawet kawałek muru i wygiąć żelazną sztabę. Z kościoła znikły szaty, płótna, srebrne kielichy, srebrna i miedziana patena i wiele innych przedmiotów. Monstrancji świętokradcy nie zabrali, ale odłamali z niej srebrny krzyż. Ukradli też 2 talary i 28 groszy gotówki.
Mieszkający w pobliżu kościoła ludzie słyszeli w nocy dziwne, podejrzane hałasy, ale uznali, że to... duchy. Poszukiwania złodziei trwały dość długo, ale w końcu zakończyły się powodzeniem. Finał sprawy nastąpił 17 września 1794 roku przed sądem w Brzegu, a rabusie zostali skazani na kary ciężkiego więzienia. Niestety, większość łupów, pochodzących zresztą nie tylko z kotowskiego kościoła, bezpowrotnie przepadła.
Aby na przyszłość uchronić kościół w Kotach przed złodziejami, zmniejszono o jedną trzecią okno w zakrystii. Od wewnątrz wyłożono je dodatkowo kamieniami, by żelazne kraty trzymały się mocniej i powstrzymały zakusy świętokradców.
Tekst opracowano na podstawie książek “Ze wspólnego sztambucha cz. 1 i cz. 2.” ks. Henryka Gawelczyka, wydanych w 2000 roku przez Instytut Tarnogórski w Tarnowskich Górach.
Czytaj też:
Tarnowskie Góry. Kto wie gdzie jest ten relief i jaki ma związek z tartakiem?
Tarnowskie Góry. Co odkryli pracownicy IPN-u na cmentarzu?
Zamonit, Światowid i inne wspomnienia komendantki Małyski
[ZT]44699[/ZT]
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz